Reklama
Odkryj serce Twojej społeczności – zapisz się na newsletter Przeglądu Piaseczyńskiego!
 

 

 

 

Kolejka grójecka, czyli o byku biegającym po ul. Puławskiej

Kolejka grójecka, która przez całe dekady XX w. była na cenzurowanym na ogół miała opinię dobrą, ale zdarzały się jej czasy, w których prasa uwielbiała krytykować wszystkich i wszystko, co było związane z transportem ludzi i towarów.
Kolejka grójecka, czyli o byku biegającym po ul. Puławskiej
Pociąg kolejki grójeckiej na trasie Warszawa – Piaseczno przy Dworcu Południowym. Fot: zbiory PAP

Wynikało to z bacznych obserwacji kolejki, którą podróżowali mieszkańcy podwarszawskich okolic, dalszych i bliższych. Temat był chwytliwy, bo prasa zawsze karmiła się tymi tematami, co dają jej większą sprzedaż gazet. Przytoczę tu kilka zdarzeń, które miały miejsce w latach 30. XX w. i rzucają światło na to, o czym tu piszę.

Rozbrykany byk na ul. Puławskiej

Oto cytat z artykułu z kwietnia 1934 r.: „Wczoraj na ul. Puławskiej wydarzył się groźny wypadek, za który winę ponosi kolejka grójecka. Mianowicie podczas wyładowywania na stacji tej kolejki transportu bydła z wagonów wskutek nieuwagi obsługi oraz braku odpowiednich zagrodzeń wyrwał się na peron byk. Zwierzę, spłoszone widokiem „samowarka”, wybiegło ze stacji na ul. Puławską i popędziło szalonym galopem, tratując po drodze przechodniów, którzy nie zdążyli się wczas usunąć. W końcu oszalałe zwierzę natknęło się na przodownika 16 komisariatu pana Małarowskiego, który zastrzelił je kilkoma celnemi strzałami z rewolweru. Byk poturbował poważniej trzy osoby: Ludwika Fomera z Wilanowa, Stanisława Prusiowa z Olesina oraz Jana Kotłania (Puławska 90)”. Gdyby ktoś pokusił się porównać tę informację z informacjami i oceną zdarzeń z np. 2023 roku to zaręczam, że w tym przypadku gromy poleciałyby na przodownika Małarowskiego za uśmiercenie biednego, wystraszonego zwierzęcia biegnącego na oślep ulicą Puławską.

Kolejka grójecka na ul. Puławskiej fot: zbiory ms 

Dantejskie sceny na kolejce grójeckiej

Ta informacja pochodzi z lipca 1933 roku i dotyczy katastrofy, w której zginęła jedna osoba i kilka osób było rannych (w sumie 22). Katastrofa wydarzyła się między Wierzbnem a Służewcem w Szopach, czyli później w okolicach dworca południowego, dziś Wilanowska. Policja, która prowadziła śledztwo w sprawie katastrofy, wydała decyzję, aby zatrzymać ruch pociągów na trasie Warszawa – Piaseczno do czasu oceny przez specjalnie powołaną komisję powodów katastrofy. W skład komisji weszli przedstawiciele ministerstwa komunikacji i władz sądowo- śledczych. Nawiasem mówiąc, dla mnie to jest spora ciekawostka z historii kolejki dojazdowej, że w ogóle ktoś zadecydował o zatrzymaniu ruchu pociągów, gdyż jak sądzę, musiało to przysporzyć sporo strat. Wprawdzie dość szybko zastosowano ruch wahadłowy, polegający na tym, że do miejsca katastrofy z obu stron dojeżdżały pociągi i pasażerowie przesiadali się. Feralnym pociągiem kierowali maszynista Edward Gałązka i jego pomocnik Edward Klimczak, obaj ranni w wypadku i przebywający w szpitalu Dzieciątka Jezus. Zostali przesłuchani.

Komisja zbadała stan szyn i łączeń na przestrzeni 50 metrów koło Służewca i ustaliła, że brakuje kilku śrub łączących, a dwie dały się zdjąć ręką, czyli bez narzędzi. Te ustalenia spowodowały, że ruch na kolejce zatrzymano na aż 3 dni. Była to decyzja prokuratora Wrzoska. Władze kolejki prosiły pana prokuratora, aby wydał decyzje o przywróceniu ruchu, że kolejka będzie jeździć z prędkością 5 km/H, ale prokurator się nie zgodził.

Katastrofa miała miejsce w sobotę i jak wiadomo w czasie upalnego lipca, mieszkańcy Warszawy tłumnie korzystali z kolejki grójeckiej, aby wyjechać poza miasto do np. lasów chojnowskich lub rodziny na wsi. Najbardziej stracili na tej sytuacji pasażerowie, którzy wykupili bilety powrotne i sądząc, że mają zabezpieczony powrót, nie dbali o pozostawienie sobie gotówki. Szturmowali kasy, aby po pierwsze dowiedzieć się, jaki jest stan rzeczy i ewentualnie wycofać pieniądze za bilet powrotny, ale okazało się to niemożliwe. Stworzyła się sytuacja, że trzeba było z okolic dotrzeć pieszo do Piaseczna, skąd już łatwiej było znaleźć transport do Warszawy. Dziennikarz pisze o tej sytuacji tak: „władze kolejki były jednak głuche na wszelkie apele publiczności i nikt nie zainteresował się losem pasażerów. Każdy musiał działać na własną rękę i pieszo lub chłopskimi furmankami musiał wędrować do Piaseczna, by stamtąd powrócić do Warszawy”. Kto liczył na autobusy kursujące między Warką a Warszawą, to bardzo się przeliczył, bo te były tak przeładowane, że nie zabierały pasażerów z przystanków.

No i jak zawsze skorzystali z tego cwani ludzie, którzy posiadali konie i furmanki. Dziennikarz pisze, że: „Rozgrywały się dantejskie wprost sceny. Oczywiście przodowały w tym kobiety, które podniosły lament, mając w perspektywie pieszą wędrówkę do stolicy. Korzystali z tej okazji okoliczni kmiotkowie i żydzi, którzy na przykład za przejazd z Kątów do Piaseczna żądali po 5 zł od osoby”. No tak, znamię czasu, czyli krytyka kobiet i żydów, bo wszyscy mężczyźni na pewno raźno ruszyli pieszo w drogę, a większość wozaków za darmo woziła pasażerów. 

Tytuł prasowy z ABC z 24 lipca 1933 r. fot: zbiory ms

Bilet powrotny

W notatce prasowej pod szokującym tytułem: „Jak kolejka grójecka zatruwa życie swoim pasażerom” ze stycznia 1935 r. czytamy o awanturze dotyczącej biletów powrotnych. Była to zdaje się nowa praktyka lub stara, ale dyrekcja kolejki zupełnie sobie z tym w sumie niewielkim problemem nie poradziła. Dziennikarz wyjaśnia, że bilet powrotny był po to, aby uniknąć kolejek przy kasach biletowych. I tak np. pasażer jadący z Warszawy do Piaseczna i posiadający bilet powrotny nie musi stać przy kasie w Piasecznie, gdy miał zamiar wracać do Warszawy. I tu niemiła niespodzianka. Otóż okazało się, że bilety powrotne muszą być stemplowane w kasie podczas jazdy z powrotem. Wiele osób o tym nie miało pojęcia, bo dyrekcja wprowadziła ten przepis nagle. Pasażerowie nie wiedzieli, że jeśli nie mają ostemplowanego biletu, to są traktowani jak gapowicze. Jaki był sens tego stempla? Nie wiem. Pisano wówczas też o tym, że nagle przestały kursować autobusy, które były dla kolejek dojazdowych dużą konkurencją i w takiej sytuacji kolej grójecka powinna się starać przyzwyczaić podróżnych do swojego transportu, a tu dzieje się odwrotnie i utrudnia się życie ludziom.

Na usprawiedliwienie kolejki grójeckiej dodam, że prasa zawsze karmiła się sensacją i chwytliwymi tytułami. Taka jej rola. W czasach po drugiej wojnie kolejka grójecka nadal była popularnym środkiem transportu pasażerów i towarów. Nigdy nie słyszałam, aby ktoś narzekał na kolejkę grójecką, bo ponoć można było ustawiać zegarki, słysząc w oddali gwizd parowozu ruszającego ze stacji. Mam ten dźwięk w pamięci i czasami dziś, gdy słyszę pociąg jadący przez Gołków, to myślę – nasza kolejka jedzie i od razu poprawia mi się humor.

Tytuł prasowy z Polska Zbrojna fot: zbiory ms

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama