Reklama
HISTORIA

Zbrodnia nad rzeką Perełką

To miała być zwykła droga do szkoły. Ale widok, jaki ukazał się pewnego poranka nad Perełką, na zawsze zapisał się w mojej pamięci. Na stercie cegieł leżało ciało kobiety – starej mleczarki, znanej niemal wszystkim w okolicy. Wstrząsająca zbrodnia do dziś owiana jest tajemnicą.
Zbrodnia nad rzeką Perełką
Widok z wału kolejki w stronę wschodnią w oddali ul. Kościuszki, po prawej ul. Nadarzyńska

Autor: Jacek Mrówczyński

Ulica Karola Kniaziewicza miała dwa oblicza. To pierwsze to od ul. Sienkiewicza do ul. Nadarzyńskiej i kawałek, drugie od rwącej rzeczki Perełki do ul. 22 Lipca. Rzeczka Perełka rządziła przejazdem, nie było na niej solidnego mostku, leżał krąg studzienny i czasami przejście na drugi jej brzeg było całkowicie niemożliwe, bo wylewała tak szeroko, że tworzyło się jezioro i to na tyle głębokie, że przejście w wysokich kaloszach było ryzykowne.

Horror w sielskim krajobrazie

Wtedy trzeba było wejść na wał kolejki, na którym ułożone były szyny kolejki i przejść po moście nad Perełką, co było nielegalne i też ryzykowne. Wał był bardzo wysoki i stromy. W razie gdyby jechał pociąg należało z wału zejść. Jeszcze w latach 30. XX w. dzieci kąpały się w rzeczce, były w niej drobne rybki i ponoć raki. Nazwa "Perełka" powstała w latach 60. i wiemy dlaczego. Powiedzenie "wariat Wisłą się pali", nabrało nowego znaczenia. Widok z wału kolejki roztaczał się bajeczny. W oddali dymił komin mleczarni, malowniczy kształt budynku przykuwał oko i było wiadomo: serki i masło się robią! Ten widok uwiecznił Jacek Mrówczyński na swoim zdjęciu. Most kolejowy, wysoki i „ażurowy” był miejscem szczególnym dla mających lęk wysokości. Trzeba było wiedzieć też, że czasami pod mostem lokowali się łobuziaki z ul. Nadarzyńskiej i podglądali idące do szkoły dziewczyny, tak od dołu podglądali i wybuchali śmiechem, jeśli widok ich satysfakcjonował. Często skracałam sobie drogę idąc wałem do szkoły nr 5, bo gdy Perełka wylała musiałam iść przez całe miasto. W dole wału, czyli przy ul. Kniaziewicza nad Perełką stał dom ślicznej blondynki Bożenki Sieklickiej, często ją tu odwiedzałam w młodszych klasach szkoły podstawowej, pamiętam ten dom doskonale. Architektura podobna do wielu piaseczyńskich przedwojennych willi, które do dziś się zachowały, czyli parter a nad nim użytkowe poddasze od frontu z balkonem. W tym domu fascynowała mnie mała kapliczka z figurką Matki Boskiej i migotliwym, czerwonym światełkiem. Umieszczona była w gościnnym pokoju i była dla mnie atrakcją, bo powodowała wokół nastrój jakiejś tajemnicy, jakiejś informacji, której nie rozumiałam.  Po drugiej stronie rzeczki stał parterowy domek i wokół niego, na dość dużej posesji rodzeństwo starszych ludzi (brat z siostrą) prowadziło gospodarstwo ogrodnicze. Od strony Perełki rozciągały się niskie skrzynki nakryte szklanymi ramami, jak okna, czyli inspekty ogrodowe z sadzonkami kwiatów i warzyw.

Tak się stało, że rodzina Bożenki wyprowadziła się z domu nad Perełką i dom rozebrano. Dość długo tuż przy rzece leżała spora góra cegieł z rozbiórki, a odcinek od ul. Nadarzyńskiej aż do gospodarstwa ogrodniczego był niezabudowany.

Widok z wału kolejki wąskotorowej w stronę zachodnią. Po lewej stronie zdjęcia gospodarstwo ogrodnicze. fot: Jacek Mrówczyński

Co się wydarzyło nad Perełką

 Był poranek, lata 60. XX w., szłam z domu przy ul. Bema do szkoły i chciałam skręcić z ul. Nadarzyńskiej w Kniaziewicza. Na rogu stał milicjant, samochód milicyjny w oddali, wisiała taśma zagradzająca wejście w ulicę. To było dość dziwne. Perełka nie tworzyła rozlewiska, było sucho i pierwsza moja myśl dotyczyła właśnie przejścia przez rzeczkę, Dziwiło mnie, że milicja zabraniała tu ruchu pieszego. Skoro nie mogłam wejść w ulicę Kniaziewicza i dojść do ul. 22 Lipca (dziś Jana Pawła II), a byłam już spóźniona na pierwszą lekcję, poszłam wałem, gdzie jeszcze były tory kolejki grójeckiej. Doszłam do mostu i spojrzałam w dół ku ul. Kniaziewicza. To co zobaczyłam do dziś mnie szokuje. Otóż na stercie cegieł leżało ciało kobiety z szeroko rozłożonymi nogami, była obnażona od pasa w dół, wschodzące słońce oświetlało wyraźnie górę cegieł i na jej szczycie leżącą kobietę. Promienie słońca jakby podkreślały biel jej nóg. Kobieta wyglądała jak porzucona przez dziecko szmaciana lalka. Milicja jeszcze nie przykryła biedaczki, gdyż najwyraźniej czekali na ekipę śledczych i nie chcieli zacierać śladów ani zmieniać ułożenia zwłok.

Jeszcze do popołudnia nie wiedziałam kim była ta biedaczka i dopiero po południu gruchnęła po mieście wiadomość, że zamordowano mleczarkę.

Ofiara koszmarnej zbrodni

Okazało się, że mleczarka była mieszkanką ul. Bema i doskonale ją znałam. Staruszka z wyraźnym skrzywieniem kręgosłupa, z trudnością przez lata pchała rower z zawieszonymi bańkami. Zajmowała się rozwożeniem mleka po domach. Już dobrze nie pamiętam, czy miała własną krowę, może tak. Pan Jacek, mieszkaniec ul. Kniaziewicza, do którego rodziny pani Szustkowska przynosiła mleko, twierdzi, że mleko było nalewane do baniek w gospodarstwie u państwa Mirkowskich, tego przy ul. 22 Lipca. Zgarbiona staruszka ładowała bańkę na rower i szła od domu do domu, stukała do drzwi i nalewała mleko z bańki specjalnym metalowy kubkiem miarką do naczynia odbiorcy. Dostawała pieniądze i szła dalej. Czasami płaciło się jej za miesiąc z góry.

Śmierć pani Mleczarki wstrząsnęła Piasecznem. Rozpoczęło się śledztwo do wielu domów zastukał milicjant w mundurze i przeprowadzał rozmowę z domownikami. Byłam przy tej rozmowie. Pytał mojego tatę o to, czy ma podejrzenia co do tego, komu zależało na śmierci starszej osoby i czy ją w ogóle znaliśmy. Znaliśmy, owszem, mieszkała dwa domy dalej, była cicha, skromna, bardzo pracowita, ale mało kontaktowa. Nie nawiązywała z nikim rozmów, nie zwierzała się, czasami nie odpowiadała na dzień dobry. Mieszkała w małym domku przy rodzinie, miała osobne wejście do swojego mieszkania. Dziś jak o niej myślę to określam ją jako osobę samotną, ale wtedy samotność starszych kobiet była normą i nikogo nie dziwiła. Po wojnie było sporo takich osób, szczególnie kobiet.

Kto zabił Mleczarkę z ul. Bema?

Piaseczno rozplotkowało się, oczywiście plotka, to ta, że to są gościnne występy wampira. Inna wersja morderstwa nad Perełką, to była ta dotycząca okolicznych sąsiadów. Oczywiście podejrzani byli mieszkańcy ul. Nadarzyńskiej.

 Nigdy nie dowiedziałam się kim był człowiek, który pozbawił życia starszą panią. Jego nazwisko i status społeczny pozostał tajemnicą. Po wielu, wielu latach dowiedziałam się tylko tyle, że chodziło o odebranie kobiecie tych groszy co je zbierała za mleko. Ile tego mogło być? Bardzo mało, ale temu człowiekowi potrzebna była kasa na wódkę. Też sobie myślę, że milicji wtedy zależało bardzo na dużej wykrywalności przestępstw i byli sądzeni ludzie, którzy nie mieli ze sprawą nic wspólnego, nie wiem czy w tym przypadku też tak było.

 Morderstwa starszych pań miały miejsce w tym roku w Warszawie, w historii Piaseczna znam jeszcze dwa takie wydarzenia, będę chciała o tym napisać, jeśli dowiem się szczegółów. Dbajcie o siebie i bądźcie bezpieczne drogie panie. 

Współczesny widok z ul. Wojska Polskiego w stronę zachodnią fot: autorka

Przeczytaj również:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze