Jest taki czas w roku, gdy zapomina się o kaloriach w sernikach i drożdżowych ciastach i dosładza się je ile gospodyni ma smaku i fantazji. W każdym domu sernik smakuje inaczej i nie ma mowy, żeby nie skosztować choć kawałka, bo to świadczy o naszym szacunku dla gospodarzy spotkania. Ile jest prawdy o kaloriach? Nikt najwidoczniej nie wie, bo teorie naukowe o nich są co dekadę inne. Czasami wspominamy słynny slogan Melchiora Wańkowicza „cukier krzepi” i aby się pokrzepić szczególnie w święta, do woli częstujemy się podanymi na stół ciastami. Pan Wańkowicz zarobił niebagatelne pieniądze przed wojną na tym haśle, ponoć równowartość dzisiejszej sumy 50.tys. Reklama cukru była zlecona przez spółkę cukrowniczą w czasach, gdy cukier był bardzo drogi i mało dostępny. W czasie II wojny o cukrze w sklepie można było pomarzyć, choć zdarzały się cuda. W związku z tym cukrowym problemem przypomniała mi się przygoda opisana w pamiętniku dziennikarza radiowego Jurka Rowińskiego. Historia dotyczy ojca Jurka, który dość szybko zebrał fundusze na budowę domu w najbardziej luksusowej (swojego czasu) dzielnicy Piaseczna, czyli przy ul. Mickiewicza. Skąd niebogaty chłopak uzbierał fundusze na budowę willi? Ano stąd, że umiał je zarobić na intratnych interesach.
Interes cukrowy i pierogi ze skwarkami
Tak Jurek zaczyna opowieść o przygodzie, której genezą była wyprawa po cukier: W czasie wojny, gdy sowieci dotarli do Wisły, a może i wcześniej Tato jeździł z przyjacielem Aleksandrem Ziarkiem na rowerach do Lublina. Ludzie! Rowerami do Lublina! Dwa razy w tygodniu prawie 150. km w jedną stronę i tyleż z powrotem. Toż to wyczyn naszych najlepszych kolarzy: Królaka, Szurkowskiego, Langa, Jaskuły, czy Majki. Po co jeździł? Po cukier! Ojciec chwalił się, pisze Jerzy, że każdy z nich wiózł wory cukru ważące po 80 kg. Myślę, że przesadzał, ale nawet jeśli to były pakunki o połowę lżejsze, to też to był wyczyn godny podziwu. Cukier dla wygłodniałych mieszkańców miast i wiosek położonych na zachód od Wisły, był towarem luksusowym. Ze zbytem takiego towaru i sporym przebiciem finansowym nie było problemu. Była to jednak praca nie zawsze bezpieczna. Pewnego popołudnia, w drodze z Lublina przejeżdżając jakimś leśnym duktem, panowie zostali napadnięci przez uzbrojonych bandytów. Zabrano im towar, zabrano rowery, ale na szczęście bohaterów wyprawy po cukier puszczono wolno. Bohaterowie udali się w drogę powrotną pieszo. Coraz bardziej opadali z sił i postanowili zajrzeć do pierwszej napotkanej na pustkowiu chaty. Zwabił ich zapach jedzenia. Noc była jasna, księżycowa, podeszli do drzwi wejściowych do domu, a te okazały się otwarte. I co ujrzeli? W obszernej sieni stygła cała taca, a właściwie stolnica pierogów.
- Ale nam się trafiło. Z mięsem, kapustą, albo z serem – chwalił zdobycz Ziarek - No i ze skwarkami – dodał ojciec Jerzego–
Ich teatralne szepty usłyszała gospodyni. Wyszła z miotłą z zamiarem pogonienia intruzów, ale wzruszona i zaciekawiona ich opowieścią zaprosiła obu do kuchni, gdzie jeden na ławie a drugi na podłodze przy piecu spędzili noc. Wychodząc rano zerknęli na stolnicę z pierogami, co dziwnie jeszcze tam były. Patrzą a tu po pierogach biegają żywe skwarki, czyli karaluchy. Czarno brązowe, pełzające po mlecznobiałych pierogach...karakany, których w nocy wzięli za skwarki.
Targowisko na rynku
Po wojnie na Piaseczyńskim targu dzielny handlowiec sprzedawał rzeczy pozyskane od ludzi, którzy nie chcieli stać na rynku. Rano kupował tanio, po południu sprzedawał drogo i odliczał zysk. Najczęściej były to futra, kożuchy, błamy, etole i kołnierze z np. karakułów, bobrów, nutrii i innych zwierząt futerkowych. Interes szedł dobrze, tak że w dwa lata po wojnie otworzył sklep z tekstyliami przy rynku. Ziarek - jego kolega i przyjaciel - sprawił sobie warsztat naprawy rowerów. W 1958 r. panowie kupili sobie po motocyklu marki Jawa o pojemności 25 cm, a w kilka lat później nabyli samochód dumę polskiej motoryzacji. Był to samochód Warszawa produkowany na licencji radzieckiej Pabiedy, której budowa została ściągnięta przez radzieckich konstruktorów z amerykańskiego Chevroleta. Zarówno motocykle, jak i auta były wówczas dowodem luksusu i dobrem niedostępnym dla milionów ludzi długo po wojnie.

Warto wspomnieć, że w latach 50. benzynę można było zatankować u pana Stanisława Tomali na stacji przy ul. Warszawskiej, zachowało się w zbiorach córki pani Grażyny zdjęcie tej stacji. To tak nawiasem mówiąc.
Epilog
Teksty w pamiętniku Jurka Rowińskiego to ciekawy opis historii Piaseczna, wówczas, gdy wiele zdarzeń lepiej było nie archiwizować, aby nie narazić się władzy ludowej, tym bardziej są cenne. Pomyślałam o krawcowych z czasów lat 50. i 60. i pani Rowińskiej, matce Jerzego. Bo interesy ojca to jedna sprawa, a druga to historia mody i krawcowej, u której szyły sobie sukienki, spódnice i bluzki najbardziej eleganckie, ale też i zamożne panie z Piaseczna i nawet z Warszawy. Nie lekceważmy dochodów kreatorki mody z ul. Mickiewicza, jej arcydzieła krawieckie były drogie. Krawcowa o talencie godnym kreatorów mody np. domu Chrystiana Diora, pracowita i dokładna, miała tyle zleceń, że zajęta pracą od rana do nocy, była zmuszona zatrudnić do prac w domu gosposię. Tak się składa, że dom Diora został założony w 1946 r. i dlatego skojarzył mi się z moją opowieścią. Czy matka Jerzego zrewolucjonizowała piaseczyńska modę? Jestem pewna, że jej kreacje miały wpływ na to w czym mieszkanki Piaseczna będą chodzić do kościoła i na bale karnawałowe w szkołach. W sklepach odzieżowych było przysłowiowe NIC, ale Piasecznianki były gustownie i modnie ubrane.
To na razie tyle, jeśli chodzi o to jak sobie radzić w życiu, gdy nie ma tego w sklepach, co potrzebne.
Trudno jest zilustrować tę opowieść zdjęciami, bo ich mało, w związku z tym trochę zdjęć sprzed pół wieku na zachętę dla tych, którzy muszą oglądać Piaseczno na zdjęciach.





















![Jarmark Bożonarodzeniowy rozświetlił rynek w Górze Kalwarii [WIDEO]](https://static2.przegladpiaseczynski.pl/data/articles/sm-16x9-jarmark-bozonarodzeniowy-rozswietlil-rynek-w-gorze-kalwarii-1765797926.jpg)



Napisz komentarz
Komentarze