Uważny czytelnik z pewnością zdążył już się zorientować, że nasze historyczne opowiastki zwykle zaczynają się w zupełnie innym miejscu i czasie, niż można by się spodziewać. Nie inaczej będzie i tym razem — opowieść o utworzonym w 1897 roku w Konstancinie Parku Zdrojowym zaczyna się bowiem ponad 100 lat wcześniej, w Warszawie.
Między dżumą i caratem
W drugiej połowie XVIII wieku w Europie Wschodniej rozszalała się epidemia dżumy. Obawiając się, że zaraza dotrze do Warszawy, Marszałek Wielki Koronny Stanisław Lubomirski podjął decyzję o otoczeniu stolicy swoistym kordonem sanitarnym. W 1770 r. rozkazał więc usypać wokół miasta wały, zamykając tym samym swobodny przepływ ludności. Wjazd i wyjazd były możliwe tylko przez nieliczne punkty kontrolne. Co prawda dżuma ostatecznie do Warszawy nie dotarła – zatrzymała ją sroga zima 1771 roku – jednak wały utrzymały się w stolicy na długo. Gdy do miasta wkroczył zaborca, wykorzystał istniejące nasypy do budowy systemu fortyfikacji, których zwieńczeniem była Cytadela. Powstały w ten sposób pierścień na ponad stulecie zablokował jakikolwiek rozwój Warszawy. Tymczasem mieszkańców przybywało i brak możliwości rozbudowy stolicy stawał się coraz bardziej odczuwalny. Co zamożniejsi mieszkańcy szukali ucieczki z zatłoczonego miasta, wykupując ziemie i posiadłości w pobliskich miejscowościach. Tak narodziły się podwarszawskie letniska, w tym Otwock, Milanówek i – rzecz jasna – Konstancin.
Wilegiatura, czyli trendy hrabiego Skórzewskiego
W drugiej połowie XIX wieku wspomniane wyżej "ucieczki" z miasta były już tak powszechne, że zjawisko zyskało własną nazwę: wilegiatura. Określenie zostało zapożyczone z języka włoskiego – villeggiatura oznacza letnią posiadłość na wsi.
Równolegle z wilegiaturą do XIX-wiecznej Polski zawitał także inny trend: leczenie klimatyczne. Nastała moda na uzdrowiska, w których kuracjuszy leczono głównie świeżym powietrzem, gimnastyką i spacerami.
Modę tę szybko podchwycił hrabia Witold Skórzewski, spadkobierca części dóbr oborskich, syn Konstancji, której imieniu nasze uzdrowisko zawdzięcza nazwę. Skórzewski dostrzegł potencjał zielonych terenów położonych o przysłowiowy rzut kamieniem od Warszawy. Gdy w 1897 r. przystępował do parcelacji swoich ziem, przygotował grunt pod utworzenie uzdrowiska. Wytyczył więc miejsca pod parki, w których przybysze z dusznej stolicy mogli zaznać ruchu i kontaktu z przyrodą oraz odetchnąć świeżym, leśnym powietrzem. Jego plany szybko zaczęły się ziszczać: nad Jeziorką powstał Park Zakładowy, nieopodal utworzono Park Grapa (choć ten nigdy nie został ukończony), liczne korty tenisowe, a także plaża czy kąpielisko.

Handlarz winem buduje sanatorium
Możliwości drzemiące w urządzonym w stylu angielskim Parku Zakładowym zwęszył Hugon Seydel – współwłaściciel Domu Handlowego i Składu Hurtowego Win „Maurycy Seydel i spółka”. Z myślą o budowie zakładu przyrodoleczniczego wykupił od rodziny Prekkerów sąsiadujące z parkiem grunty i rozpoczął budowę pensjonatu. W 1903 roku progi nowego sanatorium przekroczyli pierwsi kuracjusze, a do ich dyspozycji oddano m.in. salę gimnastyczną, inhalatorium i tarasy, na których można było zażywać kąpieli słonecznych.
Pensjonat Seydla szybko zyskał szeroką renomę. „Do wód” przyjeżdżali tu nie tylko warszawiacy, ale również kuracjusze z odleglejszych zakątków kraju.
Zbawienne właściwości konstancińskiego mikroklimatu skłoniły zarządzające wówczas letniskiem Towarzystwo Akcyjne Ulepszonych Miejscowości Letniczych do rozpoczęcia starań o uzyskanie statusu uzdrowiska. Ich starania zakończyły się sukcesem – w 1917 roku Konstancin stał się miejscowością uzdrowiskową.
Status ten przepadł w chwili wybuchu II wojny światowej. Wciąż jednak w Konstancinie i Skolimowie prowadzono działalność leczniczą. Wojenna pożoga była łaskawa dla tych okolic – tutejsza zabudowa przetrwała bez większego uszczerbku. Dzięki temu sanatoryjna infrastruktura odegrała dość istotną rolę w powstaniu warszawskim. To tu bowiem trafiali i dochodzili do zdrowia ranni w powstańczych walkach żołnierze i cywile.
STOCER - Stołeczne Centrum Rehabilitacji

Powojenne lata podwarszawskiego uzdrowiska upłynęły pod znakiem szpitali. Do pensjonatów przeniesiono zniszczony w bombardowaniach stolicy szpital św. Ducha. Gdy w 1948 roku infrastruktura Warszawy powoli wracała do życia, wybitny ortopeda prof. Adam Gruca zaproponował utworzenie w Konstancinie Szpitala Chirurgii Kostnej. Pomysł spotkał się z akceptacją władz; istniejące budynki przystosowano do potrzeb lecznictwa rehabilitacyjnego.
Pierwsze lata istnienia placówki były skromne, a prawdziwa rewolucja rozpoczęła się w 1951 roku. To wtedy dyrektorem szpitala został dr Marian Weiss – lekarz, wizjoner i doskonały organizator. Weiss wierzył, że skuteczna rehabilitacja to coś więcej niż zabiegi medyczne. Według jego filozofii: „rehabilitacją nazywamy zorganizowane medyczno-społeczne działanie, które umożliwia rekonstrukcję funkcji uszkodzonego narządu i przystosowanie do życia tych osobników, którzy na skutek urazu lub schorzenia zdolność tę utracili”.
Kierując się tymi słowami, w 1954 roku Weiss doprowadził do przekształcenia małego szpitala ortopedycznego w ośrodek rehabilitacyjny pod nazwą Stołeczne Centrum Rehabilitacji – czyli STOCER. Obok sal operacyjnych i gabinetów zabiegowych powstał zakład badawczy i dydaktyczny Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, co stało się kołem zamachowym do dalszego rozwoju konstancińskiej placówki. W kolejnych latach STOCER powiększał się o kolejne obiekty lecznicze i rehabilitacyjne. Z myślą o dzieciach przebywających tu na rekonwalescencji powstała też szkoła, w której młodzi pacjenci mogli kontynuować edukację przerwaną przez chorobę.
W 1963 r. w tzw. Białym Domu powstała Państwowa Szkoła Medyczna Techników Fizjoterapii. Była to pomaturalna placówka, która po 10 latach przerodziła się w Medyczne Studium Zawodowe nr 6. Szkoła położyła fundamenty pod pierwszy w Polsce kierunek kształcenia kadr w przemyśle ortopedycznym.
Konstancin jak Kuwejt, czyli legenda o ropie naftowej
Dziś mówiąc „Park Zdrojowy”, myślimy: „tężnia”. Z jej powstaniem wiąże się ciekawa opowieść. Tu od razu musimy zaznaczyć, że historia, którą przytaczamy, niekoniecznie jest prawdziwa. Źródła pisane raczej milczą na ten temat, choć tu i ówdzie trafiamy na poszlaki, które zdają się ją potwierdzać. Kronikarska rzetelność nakazuje nam jednak podkreślić, że poniższą opowieść powinniśmy traktować raczej w charakterze anegdoty.
Dziś mało kto już pamięta, że pod koniec XIX wieku Polska była potęgą naftową. Odkryte na Podkarpaciu bogate złoża zapoczątkowały boom przemysłu, który przez kolejne dziesięciolecia prężnie się rozwijał. W 1920 r. polskie rafinerie nie tylko zaspokajały potrzeby kraju, ale również eksportowały blisko 30% swojej produkcji. W 1930 roku eksport sięgał już 50%. Kres wspaniałej koniunkturze przyniosła II wojna światowa. Złoża przejął okupant, a ostatecznie pola naftowe i rafinerie zostały zniszczone. Kolejnym ciosem była konferencja jałtańska w 1945 r., której ustalenia pozbawiły Polskę Kresów Wschodnich, a co za tym idzie – niezwykle roponośnych złóż Zagłębia Borysławskiego.
Nadzieję na powrót do dawnego wydobycia dało odkrycie nowych zasobów w Karpatach. Dalsze poszukiwania zaowocowały odkryciem kolejnych roponośnych terenów na Niżu Polskim oraz na Bałtyku. „Polowanie” na ropę zawiodło geologów również na Mazowsze. Tu, na początku lat 60., zespół pod kierunkiem doktora Borysa Arenia zaprojektował otwór wiertniczy o nazwie Warszawa IG-1 (zwany też Konstancin IG-1). Otwór miał mieć głębokość 4500 m. Doszło jednak do awarii, która wymusiła zatrzymanie prac wcześniej, na głębokości niespełna 2000 m. Ropy nie znaleziono, odkryto za to solankę cechsztyńską o bogatych właściwościach zdrowotnych. Zapadła więc decyzja, by nie kontynuować prac, a odwiert przekazać państwowemu przedsiębiorstwu Polskie Uzdrowiska. Takie miały być początki konstancińskiej tężni.
Powrót do uzdrowiska
Odkrycie solanki zaowocowało wzrostem znaczenia Konstancina na uzdrowiskowej mapie Polski. W 1967 r. powołano do życia Przedsiębiorstwo Polskie Uzdrowisko Konstancin (PPUK). Pierwotnie przedsiębiorstwo funkcjonowało jako filia Uzdrowiska Nałęczów. Sytuacja uległa zmianie w 1972 r., gdy Wojewódzka Rada Narodowa przywróciła Konstancinowi utracony w czasie wojny status uzdrowiska. Dzięki tej decyzji PPUK stało się odrębną spółką, a jedną z pierwszych „samodzielnych” decyzji była ta o budowie tężni w miejscu odwiertu. Prace ruszyły w 1974 r. Pierwsza część inhalatorium, oddana do użytku w 1978 r., miała kształt podkowy. Dopiero dwa lata później, w 1980 r., konstrukcję rozbudowano, nadając jej dzisiejszy kształt regularnego wieloboku.
Rok 1972 przyniósł jeszcze jedną ważną zmianę – Park Zakładowy przemianowano na Park Zdrojowy.

Żegnaj kolejko, witajcie „czerwoniaki”
Opowiadając o historii Konstancina, nie sposób zapomnieć o kolejce wilanowskiej. Wybudowana w 1892 roku żelazna droga wiodła od rogatek belwederskich, przez Czerniaków do Wilanowa. Stopniowo linię wydłużano. W 1894 r. kolejkę doprowadzono do pl. Keksholmskiego (dzisiejszy pl. Unii Lubelskiej), zaś w 1896 r. rozpoczęto rozbudowę linii, najpierw do Konstancina, a następnie do Piaseczna.
Do dziś zachowały się przepiękne dworce projektu Konstantego Jakimowicza w Wilanowie i Klarysewie. Stacja kolejki znajdowała się także przy naszym parku. Tę zaprojektował inny wybitny architekt – Józef Pius Dziekoński, który był również autorem kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i nieistniejącego już dziś kasyna. Stacja autorstwa Dziekońskiego niestety nie przetrwała. Dziś w tym miejscu stoi basen solankowy Eva Park & Spa.
Kolej wilanowska kursowała niemal nieprzerwanie również w czasie II wojny światowej. Na początku 1945 r. wycofujące się wojska niemieckie ograbiły kolejkę ze wszystkiego, co dało się wywieźć, a resztę zniszczyły. Odbudowa jednak udała się błyskawicznie i już w maju tego samego roku kolej wznowiła kursowanie na trasie Belwederska – Iwiczna.
W 1957 r. władze Warszawy zdecydowały się skrócić trasę kolejki do Wilanowa, a na miejskim odcinku zastąpić ją linią tramwajową. Czternaście lat później, w 1971 r., kolej wilanowską zlikwidowano całkowicie.
Likwidacja wąskotorówki stanowiła nie lada problem dla kuracjuszy. Szczególnie trudna sytuacja spotkała pacjentów STOCER-u – szpitala wszak specjalizującego się w leczeniu schorzeń układu ruchu. Dyrekcja szpitala zawnioskowała więc o utworzenie linii autobusowej dla pacjentów. MZK przychyliło się do prośby i utworzyło linię mikrobusową, łączącą Plac Defilad z Konstancinem, obsługiwaną przez... nyski. Dopiero kilka lat później, w 1978 r., uznano, że Konstancin zasługuje jednak na solidną komunikację ze stolicą. Z Wilanowa do pętli na ul. Wierzejewskiego ruszyły tzw. „czerwoniaki” linii 210. W 1981 roku trasę wydłużono do Chylic, a w 1983 r. – do Piaseczna, do pętli Polkolor. W 1985 r. linię 210 zastąpiła kursująca do dziś linia 710.

Amfiteatr i patron, czyli ostatnie szlify
Lata mijały, Konstancin ulegał kolejnym przeobrażeniom, jednak zmiany nie dotarły do Parku Zdrojowego przez blisko trzy dekady. Choć wciąż chętnie odwiedzany przez mieszkańców i gości, stopniowo tracił na atrakcyjności. Rewolucja przyszła dopiero w 2008 roku. Wówczas zapadła bowiem decyzja o budowie amfiteatru. Obiekt powstał dość szybko – pierwszy koncert w nowej muszli odbył się już wiosną 2009 roku. Z tej okazji Rada Miejska zdecydowała się również nadać Parkowi Zdrojowemu patrona. Został nim założyciel uzdrowiska – hrabia Witold Skórzewski.
Wciąż jednak brakowało tu dawnego blasku, dlatego rok później, w 2010 r., rozpoczęła się gruntowna rewitalizacja parku.
Prace trwały dwa lata, a Park Zdrojowy przeszedł prawdziwą metamorfozę. Pojawiły się trzy szerokie, granitowe aleje. Główna promenada jest przedłużeniem ul. Sienkiewicza, prawa aleja łączy tężnię z amfiteatrem, zaś wzdłuż lewej zaaranżowano przestrzenie handlowe. Nad przepływającą przez park rzeczkę Małą przerzucono trzy drewniane mosty, zaś na mokradłach pojawiły się tarasy widokowe. Zadbano też o małą architekturę: w parku pojawiły się place zabaw.
Przywrócenie parkowi przedwojennego sznytu wywołało nostalgię za minioną epoką. Gdyby tylko można było cofnąć się w czasie... Tak narodził się pomysł na nową konstancińską tradycję: Piknik Retro. Dziś rokrocznie latem okolice Parku Zdrojowego cofają zegary o sto lat, zabierając uczestników Dni Konstancina w podróż do serca belle époque. Loty balonem, przejażdżki bicyklami czy dorożkami i oczywiście kulminacyjny punkt programu: Parada Retro. Choć w pozostałe dni w roku Park Zdrojowy wygląda całkiem współcześnie, uważny spacerowicz wciąż odnajdzie tu ślady minionych czasów. Warto więc wybrać się na przechadzkę i poszukać ścieżek, którymi kroczyli hrabia Skórzewski, Hugon Seydel czy Józef Pius Dziekoński...

W przygotowaniu niniejszego tekstu posiłkowałam się artykułami pana Pawła Komosy (www.okolicekonstancina.pl), archiwami Muzeum Geologicznego w Warszawie oraz książką „Kalejdoskop Konstancina-Jeziorny” pod red. Elżbiety Rydel-Piskorskiej i Alicji Dzięgielewskiej.
Napisz komentarz
Komentarze