Daniel Orzechowski to mieszkaniec Piaseczna i maratończyk, który od lat wykorzystuje swoją aktywność sportową do celów charytatywnych. Jest zaangażowany w działalność Fundacji Wcześniak, której cele wspiera poprzez swoje starty w biegach. Już 28 września 2025 roku wystartuje w 47. Maratonie Warszawskim, gdzie w ramach akcji #BiegamDobrze będzie zbierał fundusze na rzecz wcześniaków i ich rodzin. Każdy może wesprzeć zbiórkę. Daniel opowiedział nam o swojej pasji, motywacjach i celach.
Dawid Grzelczak: Po raz kolejny start w Maratonie Warszawskim to nie tylko sportowe wyzwanie, ale także akcja charytatywna.
Daniel Orzechowski: Tak, oprócz biegu toczy się swoisty wyścig o wsparcie finansowe dla fundacji. Nationale-Nederlanden, sponsor Maratonu Warszawskiego, dołoży dodatkowe 15, 10 i 5 tys. zł do zbiórek trzech zawodników, którzy uzbierają najwięcej. To dodatkowa motywacja.
Od 2018 roku biegam regularnie w ramach akcji „Biegam Dobrze” i od początku wspieram Fundację Wcześniak. To wybór związany z moją osobistą historią – sam urodziłem się przedwcześnie, a część mojego rodzeństwa, również wcześniaki, niestety nie przeżyło. W latach 80. brakowało sprzętu i inkubatorów. Mnie uratowała tylko opieka dobrze wyposażonego szpitala MSWiA. Stąd ten szczególny sentyment.

DG: Jak wyglądały wcześniejsze doświadczenia ze zbiórkami?
DO: Raz udało się zebrać ponad 6 tysięcy złotych. W tym roku liczę na jeszcze więcej - staram się angażować znajomych i współpracowników. Pracuję w logistyce, mam kontakty z wieloma firmami i część z nich chętnie wspiera akcję. Nigdy nikogo nie naciskam – kto może, pomaga, kto nie – też okazuje życzliwość, np. poprzez udostępnianie linków. Nawet drobne, symboliczne wpłaty mają ogromne znaczenie.
DG: Czym zajmuje się Fundacja Wcześniak?
DO: Przede wszystkim wspiera rodziców wcześniaków poprzez wypożyczanie drogiego sprzętu medycznego. Rodziny dostają realną pomoc, bo nie muszą inwestować w coś, co potrzebne jest tylko na krótko. To inicjatywa typu „rodzice rodzicom”.
DG: Jak zaczął się Twoja przygoda z bieganiem i skąd pasja do tego sportu?
DO: W 2011 roku, tuż przed trzydziestką, uznałem, że czas zadbać o zdrowie. Pierwszy trening to 1600 metrów w trampkach – ledwo przeżyłem. Potem przyszła pierwsza „piątka” w Puszczy Kampinoskiej, dziesiątki, półmaratony, a w końcu maratony i bieg ultra. Zdarzył się nawet rok, w którym zaliczyłem 58 startów. Mam już na koncie blisko 120 oficjalnych startów – od krótkich piątek po ultramaraton. Najdłuższy dystans, jaki przebiegłem, to właśnie 150 km w Bieszczadach. To doświadczenie graniczne – walka nie tylko z dystansem, ale i z własną słabością.
Moim szczególnym trofeum jest medal z zeszłorocznego maratonu – najwolniejszego, bo przebiegłem go kompletnie nieprzygotowany i zajęło to ponad 4 godziny 40 minut. Powiesiłem go w ramce, żeby codziennie przypominał mi, że maraton nie wybacza błędów. Ale właśnie takie porażki uczą najwięcej.
Przez lata startowaliśmy w biegach wspólnie z żoną. Ona bardzo poważnie podchodziła do treningów, nawet zdobyła wsparcie profesjonalnego trenera w konkursie czasopisma „Bieganie”. Dużo się wtedy nauczyliśmy – także na własnych błędach, np. niewłaściwej diecie pod biegi długodystansowe. Z czasem zainteresowaliśmy się biegami górskimi i ultra. To zupełnie inne doświadczenia – niezwykle wymagające, ale i satysfakcjonujące.

Żona zawsze była skrupulatna – dieta, suplementacja, intensywne trening. Niestety, kontuzja wykluczyła ją z długich dystansów. Dziś przebiega najwyżej 5 km. Ja miałem więcej szczęścia – mimo licznych skręceń i odcisków uniknąłem poważnych urazów. Mój wzrost – 202 cm – bywa uciążliwy, bo łatwo „łapię wiatr”, ale za to mam siłę i stabilność też potrzebną w bieganiu, szczególnie w ultramaratonie. Choć tam już nie mięsień, lecz głównie psychika decyduje, czy dobiegniemy.
DG: Jak porównasz organizację warszawskiego maratonu do innych imprez?
DO: To jedna z najlepiej przygotowanych imprez w Polsce – obok maratonu poznańskiego. Startuje tu kilkanaście tysięcy osób z całego świata. Warszawa dzięki temu żyje sportem, a miasto, restauracje i hotele odczuwają realne korzyści ekonomiczne. To wydarzenie, które promuje stolicę i integruje ludzi.
DG: Czy bieganie charytatywne daje dodatkową motywację?
DO: Ogromną. Od lat wspieram Fundację Wcześniak. Na maratonie kibice fundacyjni tworzą niesamowitą atmosferę. Gdyby nie akcje charytatywne, pewnie już dawno odpuściłbym maratony. Tu chodzi nie tylko o rywalizację, ale o poczucie, że biegiem można realnie pomóc.

DG: A co daje największą radość w bieganiu w ogóle?
DO: Przełamywanie własnych granic. Taki ultramaraton to wręcz metafizyczne doświadczenie – nocny bieg w górach, walka ze snem i bólem. Przy tak skrajnym zmęczeniu zdarzały mi się nawet halucynacje! Po trzydziestu godzinach biegu zobaczyłem w lesie ognisko i postać, której… nie było. To momenty graniczne, ale też piękne. Śpiewanie nocą, by odstraszyć niedźwiedzie, a potem witanie wschodu słońca w górach. Wtedy wiem, dlaczego biegam. Bo w tym prostym ruchu można odnaleźć sens i magię.
________________________________________
Już 28 września Daniel Orzechowski stanie na starcie 47. Maratonu Warszawskiego, by nie tylko zmierzyć się z dystansem 42 kilometrów, ale także wesprzeć Fundację Wcześniak. Każdy z nas może mu w tym pomóc – wystarczy dołożyć swoją cegiełkę do zbiórki. Liczy się każda, nawet najmniejsza wpłata!
Link do zbiórki znajdziecie tutaj:
https://rejestracja.maratonwarszawski.com/pl/fundraising/440d3553-5621-4ac5-967e-64c8c7120285




Napisz komentarz
Komentarze