Reklama
Odkryj serce Twojej społeczności – zapisz się na newsletter Przeglądu Piaseczyńskiego!
 

 

 

 

Łączy nas zapach sosnowego lasu cz. 3

Łączy nas zapach sosnowego lasu cz. 3

Niejeden marzy o tym, aby po miesiącach ciężkiej pracy zaszyć się gdzieś w leśnej głuszy, gdzie tylko stukanie dzięcioła i wieczorny koncert świerszczy zaburza ciszę, gdzie zgrabne ramię leśniczyny z wdziękiem ubija nam masło na śniadanie, za zegarek służy pianie koguta, a komórka kojarzy się tylko z pomieszczeniem na węgiel i drewno na opał do kominka. I powiem otwarcie, już w 1903 roku znalezienie takiego letniska tuż pod Warszawą było marzeniem ściętej głowy.


„Prawdę mówiąc, te wszystkie Otwocki, Wawry, Urla, Konstanciny, Skolimowy są podobne do prawdziwej wsi polskiej jak piernik do wiatraka”. Zawiedziony wczasowicz nie ma szans na pobieganie bosą nogą po trawie, postrzelanie w łuku, pogadanie z prawdziwym wieśniakiem. Coś jest dziwnego w tym, pisze znany z ciętych komentarzy felietonista Kazimierz Bartoszewicz, że Warszawiak, a szczególnie nadobna Warszawianka nie mogą i nie chcą zapomnieć o swoich nawykach miejskich. Do Skolimowa przybywa rozbawiona „Warszawka”, jak nazwał grupę wczasowiczów zbulwersowany upodobaniami pań i panów felietonista. Właściciele placów i willi skolimowskich wychodząc naprzeciw tym upodobaniom organizują luksusowe letnisko. Nawiasem mówiąc, w tych latach w Konstancinie i Skolimowie w okresie letnim przebywało na wywczasach około 4 000 osób. Felietonista pisze – „...przypatrzcie się tym promenadom letniczek po głównych alejach, przypatrzcie się tym strojom, zmienianym po dwa lub trzy razy dziennie, a cały urok wsi zniknie i czuć się będziecie przeniesieni na Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat lub Aleje Ujazdowskie w pogodne popołudnie niedzielne. Ludzie chodzą tu znudzeni, ploteczki kwitną w najlepsze”. W powietrzu zamiast zapachu lasu rozsiewa się woń perfum i kosmetyków. Rozmowy są nudne i pozbawione sensu. Co ciekawe, okazuje się, że owe strojnisie mają zwyczaj w tych szykownych sukienkach udawać się co wtorek na targ do Piaseczna. Bezkompromisowy jest ten opis skolimowskiego wczasowego życia. I aby rozładować atmosferę nudy i bezsensownego wypoczynku, przedstawię projekt, myśl artystyczną wręcz, pewnego zamierzenia, mającego służyć rozwojowi Skolimowa. Należy przypomnieć, że w przeciwieństwie do Konstancina, Skolimów był zabudowywany nieco chaotycznie, bez głównej myśli urbanistycznej dla całej miejscowości, nie musiał rywalizować z Konstancinem o letników, choć i tu ceny były bardzo wygórowane, niższe wprawdzie od konstancińskich. Trzy komfortowe pokoje w pensjonacie można było wynająć za 180 rubli, ale też można było dostać miejsce w domu miejscowego chłopa. Stawiali oni domy dla mniej wybrednych wczasowiczów. Parcele dość szybko zostały wykupione, przewidując atrakcyjność tego miejsca właściciel Skolimowa oddał swój luksusowy park nad Jeziorką. Rozlewisko rzeki, przy brzegu której zorganizowano wypożyczalnię kajaków i plażę, pobliski pałac arcybiskupi dla księży alumnów, z wieżami wznoszącymi się ponad drzewami, romantyczny młyn i park nadawały leśnemu miasteczku urokliwy charakter. Dość długo większość parceli nie była ogrodzona, co dawało możliwość spaceru po lesie. Cesarskie Towarzystwo Hodowli Ryb i Rybołówstwa na posiedzeniu w czerwcu 1902 roku postanowiło nadać prawo członkom Towarzystwa łowienia ryb w obrębie skolimowskich dóbr pana Władysława Prekera bez ograniczeń czasowych. Należało pobrać żetony w biurze – ul. Nowogrodzka 36 – upoważniające do prawa bezpłatnych połowów.
Wracając do owych projektów artystycznych, do planu obiektu sanatoryjnego, w którym planowano umieścić zakład przyrodoleczniczy. Planami i budową zajął się pan inżynier Kundera na zlecenie właściciela Hugona Seydla. Właściciela już istniejącego sanatorium „Hugonówka”. Planowany zakład nazwano „Zagłobin” na cześć bohatera sienkiewiczowskiej Trylogii. Zaplanowano pałacyk i dwupiętrowy gmach. Obiekty ogrzewane przez cały rok, z pokojami dla 200 osób, z ogrodem zimowym wysokości dwóch pięter, z salą koncertową/teatralną, czytelnią, salą bilardową, nowoczesnym ogrzewaniem, kanalizacją i wodą z wodociągu, oświetleniem elektrycznym. Zakład połączony ogrzewaną, szklaną galerią z zakładem kąpielowym i gimnastycznym Zandera. Tam też zaprojektowano łaźnie rzymskie, parowe, kąpiele świetlne, laboratoria lekarskie i aptekę. Na terenie parku powstaną korty tenisowe, łaźnie nadrzeczne, boiska dla dzieci, budynek mleczarni i kasyno. Na Jeziorce zbudowano już dwa mosty, aby umożliwić łatwiejszą komunikację kuracjuszy ze stacją kolejki wilanowskiej – powstanie stacja o nazwie... Zagłobin. Planowano unowocześnić kolejkę, zamienić trakcję parową na trakcję elektryczną. Całość przewidywano oddać do użytku w 1909 roku. Projekt pałacyku powstał w pracowni architekta, malarza Józefa Czajkowskiego. Na razie utworzono towarzystwo akcyjne z kapitałem zakładowym 500 tys. rb. W akcjach po 250 rb. Kosztorys wszystkich prac jest na 450 tys., założyciele przewidują 166 tys. dochodu, a 83 655 to przewidywane wydatki. Jak dalece został zrealizowany powyższy projekt? To już inna opowieść.
Przez następne dekady często wspomina się Zagłobin jako miejsce letniego wypoczynku, czas wypełniają koncerty i spotkania teatralne. Warszawa bawi się w Skolimowie doskonale, w sierpniu 1933 roku, tak dla przykładu, odbywają się wybory Miss Letniska, najpiękniejszą okazuje się panna N. Paczekówna, śpiewaczka i uczennica szkoły muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Po 40 latach powstania letniska w Skolimowie wczasowicze narzekają na ceny, stan dróg i brak sensownego połączenia telefonicznego z Warszawą (jeden kabel maksymalnie obciążony), ale to już inna opowieść.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama