Reklama
Odkryj serce Twojej społeczności – zapisz się na newsletter Przeglądu Piaseczyńskiego!
 

 

 

 

Jeż na granicy

Mieszkanka Piaseczna znalazła rannego jeża. Zamiast sprawdzać ustawy, przepisy i swoje obowiązki, postanowiła go uratować.

Pani Renata spotkała jeża na środku drogi, wracając z weekendowego wyjazdu z synem.

– Próbował przedostać się na drugą stronę, powłócząc tylną lewą nóżką i przewracając się co chwilę na lewy bok – pisze pani Renata w liście otwartym do straży miejskiej w Piasecznie i Górze Kalwarii.

Pani Renata zabrała zwierzę ze środka drogi i zaczęła szukać pomocy. Obdzwoniła wiele całodobowych klinik, ale nikt nie chciał pomóc rannemu jeżowi. Wzięła go do domu.

– Rano odprowadziłam synka do szkoły i pobiegłam do mojej pani weterynarz, która skierowała mnie do Animal Rescue Polska.  Poproszono mnie, żebym zgłosiła znalezienie jeża do straży miejskiej, gdyż tylko w ten sposób klinika może otrzymać zwrot kosztów.  I tu zaczęły się schody… – pisze pani Renata.

Według jej relacji, strażnik z Piaseczna poinformował ją, że nie zrobiła dobrze, że powinna czekać, aż ktoś przyjedzie w nocy. Pani Renata tego nie wiedziała, bo nie zna aż tak dokładnie Ustawy o ochronie zwierząt. W dodatku nie wiedziała, na którym dokładnie kilometrze drogi krajowej nr 79 znalazła jeża. Na pytanie strażnika odpowiedziała, że spotkała zwierzę między Baniochą a Żabieńcem, 2 kilometry za stacją Orlen, może więcej.

– Pan powiedział, że oddzwoni. Oddzwonił za pół godziny i stwierdził, że 2 km od stacji Orlen to nie gmina Piaseczno i „proszę dzwonić do straży miejskiej w Górze Kalwarii”. Na moje, „że dokładnie nie pamiętam, może dalej”, usłyszałam ponownie, że mam dzwonić do Góry Kalwarii.  Odpuściłam, zapakowałam jeżyka w samochód i zawiozłam do najbliższej podanej na stronie Animal Rescue Polska przychodni, która bez słowa na temat pieniędzy przyjęła jeża. Oczywiście uprzedziłam, jak wygląda sytuacja ze strażą miejską – relacjonuje pani Renata.

Jeża nie udało się uratować.

– To jest odwieczny problem. Jak zwierzę leży przy granicy gmin, to ma marne szanse na pomoc od państwa. A to nie pokryją kosztów ratowania psa, bo leżał ranny nie po tej stronie drogi, a to nie pokryją kosztów ratowania jeża, bo nie wiadomo czy leżał 2 czy 4 km od stacji benzynowej – mówi nam Dawid Fabjański z Animal Rescue Polska. – Ja rozumiem, że są przepisy, granice administracyjne i budżety. Ale właśnie dlatego gminy powinny podpisać porozumienie, które regulowałoby procedury w sytuacji, kiedy zwierzę leży na granicy.

Pani Renata nie zadzwoniła do Góry Kalwarii gdyż uznała, że lepiej już ratować jeża w klinice, niż ustalać kolejne pół dnia, kto ma za to zapłacić. Za to kiedy jeżyk już był w klinice, pani Renata zapoznała się z przepisami.

– Jeże w Polsce objęte są ochroną ścisłą i wymagają ochronny czynnej (Rozporządzenie Ministra Środowiska z 28 września 2004 r., w sprawie gatunków dziko występujących zwierząt objętych ochroną. Dz. U. 220, poz. 2237, 2004 r.). Zakres ochrony czynnej obejmuje także niezbędne leczenie i rehabilitację jeży celem przywrócenia ich do środowiska naturalnego. Działania te są kontrolowane przez odpowiednie organy władzy państwowej- pisze pani Renata.

Jednak najbardziej kuriozalne w tej sytuacji jest to, że koszt, który pokryłaby gmina nie jest zauważalny nawet dla większości budżetów domowych. To 100-150 zł.

– Może zapłacić pani Renata, możemy my jako Fundacja, może zapłacić Gabor Vet, czyli klinika, do której jeż trafił. Powinna zapłacić gmina. Tylko pytanie która, To gminy powinny to między sobą ustalić, bo takie sytuacje się zdarzają i będą się zdarzać. Zwierzęta nie rozumieją granic, a obywatele nie znają ustawy o ochronie zwierząt. Warto, aby służby miały to na uwadze – mówi Dawid Fabjański.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama