Przyszła wiosna. Za pasem Wielkanoc. Wszyscy wiemy, co to oznacza. Tak jest – w miniony weekend musieliśmy przestawiać zegarki.
Jak to możliwe, że dziś, kiedy produkcja prądu jest śmiesznie tania, wciąż czcimy ten relikt przeszłości, jakim jest zmiana czasu? Czy cokolwiek dobrego jeszcze z tego wynika? Obecnie ciężko nawet wskazać przyczyny, dla których w ogóle zmiana czasu zaistniała w naszej cywilizacji. Wiemy, że jako pierwsi czas letni wprowadzili Niemcy podczas I wojny światowej. Miało to jakoby na celu efektywniejsze wykorzystanie paliwa podczas nalotów. Po wojnie pomysł podłapali Brytyjczycy i Amerykanie, szukając podobnych oszczędności przy wytwarzaniu prądu. Później zaczęto doszukiwać się dodatkowych korzyści, płynących z teoretycznie dłuższego dnia – miał na tym skorzystać przemysł rolniczy, a lekarze chwalili zmianę czasu jako korzystną dla dobowego cyklu człowieka.
Tylko że wszystkie te argumenty są archaiczne.
Dzisiejsze sposoby pozyskiwania prądu nie wymagają już zużycia paliwa, jak miało to miejsce 100 lat temu. Nowoczesne systemy nawigacyjne pozwalają samolotom na bezpieczne manewry bez względu na panujące warunki. Krowie jak było, tak jest obojętne, na którą gospodarz musi nastawić budzik, żeby zdążyć na dojenie. A doba człowieka i bez tego jest rozregulowana do granic szaleństwa.
A przecież organizm człowieka nie przestawi się tak łatwo ze wstawania o szóstej rano na wstawanie o szóstej, która jeszcze kilka dni temu była piątą rano. Sama boleśnie to odczułam w miniony poniedziałek. Budzik posłusznie zadzwonił o wskazanej godzinie, ale organizm zbuntował się i nie chciał ruszyć ani powieką ani żadną inną częścią ciała. W rezultacie zaspałam do pracy. Jakby poniedziałek sam w sobie nie był złem wcielonym, poniedziałek rozpoczęty w nerwach z powodu zaspania to już piekło na ziemi. Reszta dnia upłynęła mi pod czarną chmurą, a wieczorem miałam ochotę już tylko na prysznic i sen – choć przecież po zmianie czasu za oknem wciąż było jasno!
Jak się okazuje, zmiana czasu niesie więcej szkód niż pożytku. Jakiś czas temu badania pokazały, że po przestawieniu zegarków jeszcze przez tydzień liczba stłuczek na drogach jest wyższa. Zyskujemy więc godzinę słońca, za to tracimy koncentrację i ryzykujemy zdrowiem i życiem. Marny interes.
Któraś z partii politycznych – nie pamiętam już która – chwaliła się niedawno projektem ustawy likwidującej zmianę czasu. Podoba mi się ten pomysł i będę go popierać z całych sił – sił ograniczonych zmęczeniem, które będzie mi towarzyszyć jeszcze przez kilka dni, dopóki mój organizm nie przyzwyczai się do nowych godzin funkcjonowania.
Serio, mamy XXI wiek. Prąd zużywamy przez okrągłą dobę, paliwo nie ma z tym już nic wspólnego. Jeśli komuś się wydaje, że zmiana czasu ma korzystny wpływ na cykl dobowy człowieka, niech zapyta młodej matki, co jej niemowlak sądzi na ten temat. O krowach już nie wspomnę.
Może to już najwyższy czas, żeby zlikwidować ten jet lag dla ubogich autorstwa cesarza Wilhelma?
Napisz komentarz
Komentarze