Reklama

Ewa

Ewa

Ta historia trwa od półtora roku. Kiedy skakał jej po twarzy, postanowiła w końcu przestać być ofiarą i opowiedzieć o tym światu. R. chodzi wciąż po mieście, a ona uciekła.


Ewa poznała R. 1,5 roku temu. Była słaba, załamana, potrzebowała opieki. Kiedy okazało się, że ma raka, mąż uciekł, zostawiając ją z synem. A wtedy R., miły i szarmancki, otoczył Ewę opieką, dawał jej wsparcie i utrzymywał ją.
– Szybko nawiązał kontakt z moim synem, było niesamowicie. Myślałam, że spotkało mnie wielkie szczęście – opowiada nam Ewa Kłopotowska.
R. pił, potem pił za dużo, czasem pił z Ewą, coraz trudniej zresztą było mu odmówić, a on nalegał. Nie tylko na picie. Uleganie mu przestało jednak pomagać i R. uderzył.
– Przepraszał, błagał, obiecywał. Jak teraz to opowiadam, to standard, prawda? Uwierzyłam mu. Teraz wiem, że po prostu chciałam mu wierzyć. Chciałam, żeby było tak cudownie, jak wcześniej – mówi Ewa.
Nie było cudownie. Znowu uderzył.
– Zadzwoniłam do jego kuratorki. R. miał wyrok w zawieszeniu za znęcanie się nad matką i siostrą. Odwiesili mu go i trafił do więzienia. Pisał listy, obiecywał, opowiadał, jak to nam będzie znowu cudownie. Teraz to naprawdę wierzyłam. Wiem jak to brzmi, odwiesili mu wyrok za znęcanie się, za to, że mnie pobił, to w co ja niby wierzyłam. No ale wierzyłam, miałam nadzieję, że ten wyrok czegoś go nauczy. Na rozprawie powiedziałam przed sądem, że kłamałam. Że R. to super mężczyzna. R. w końcu wyszedł – mówi Ewa.
R. wyszedł w marcu 2017 roku i od razu zamieszkał z Ewą i jej synem. Mieli, według jego zapewnień tworzyć szczęśliwą rodzinę. Po trzech tygodniach skopał ją, na oczach syna. Wyrzuciła go. Ale ta historia tak łatwo się nie kończy. Wciąż się nie kończy…
– Nachodził mnie w domu, na ulicy, w pracy. W końcu mnie z niej zwolnili. Czasem chciał tylko porozmawiać, czasem szarpał, pobił, raz mi wyrwał włosy. Czemu nie zgłaszałam? Zgłaszałam! W lipcu to byłam chyba raz w tygodniu, w sierpniu ze dwa na pewno. Ale co oni mogą? Będą ścigać człowieka bo mi wyrwał włosy? Albo rozmawiać chciał? Ale z dzieckiem mnie za to rozdzielili. To znaczy prokurator. Dla jego bezpieczeństwa. Jest u mojej rodziny. Za moją zgodą, faktycznie nie jest bezpieczny, dopóki ten człowiek będzie mnie ganiał po mieście – opowiada Ewa.
Ewa wracała w piątek z pracy do domu. R. wyrósł jak spod ziemi, chciał z nią porozmawiać. Przytakiwała mu, żeby go nie sprowokować. Zabrał jej telefon, zobaczył jej konwersację z Ireneuszem, przyjacielem, który nie odstępuje jej teraz na krok, żeby R. nie zrobił jej krzywdy. Wściekł się, kopał ją z całej siły butami po twarzy. Poszła do szpitala, dostała zaświadczenie lekarskie.
Krzyk o pomoc
– Opublikowałam na Facebooku jego twarz, nazwisko i swoją zmasakrowaną twarz. Po co? Na policji też pytali, po co jakieś media, pomoc społeczna pytała, po co to zrobiłam. Przecież ryzykuję. Czym ja ryzykuję? Do tej pory siedziałam cicho, zgłaszam na policję, znają mnie w opiece społecznej. I co? Ja się wstydzę, boję, jemu nic się nie dzieje, mnie chcą umieścić w ośrodku interwencji kryzysowej, rozdzielili mnie z synem, aż w końcu mnie zmasakrował. To na co mam czekać? To był mój krzyk o pomoc. Teraz pisze do mnie smsy, że jestem pośmiewiskiem, że jestem skończona. Serio, wolę te smsy niż katowanie mnie w drodze do domu – mówi Ewa.
Ewa złożyła w poniedziałek zawiadomienie do prokuratury. Ireneusz także, bo kiedy R. dowiedział się, że ten jej pomaga, zaczął mu grozić. Nie wiadomo, gdzie jest R. W tym tygodniu ma sprawę w sądzie za znęcanie się nad matką i siostrą.
Ewa nie może zostać sama w domu, dopóki R. jest na wolności. Zresztą R. ma wyrok 8 miesięcy więzienia za kradzież zuchwałą, ale na razie czeka na wezwanie do stawiennictwa w celu odbycia kary. Ireneusz, który pomaga Ewie, jest kierowcą ciężarówki, musiał iść do pracy. Wziął ją więc ze sobą w trasę.
– Ja wiem, że to moja wina, że mu pomogłam wtedy wyjść z więzienia. Nie umiem tego wytłumaczyć, ofiary przemocy robią takie rzeczy i trudno w to uwierzyć, dopóki samemu nie jest się w takiej sytuacji. Ale to nie jest tak, że ja mu wybaczam. Po powrocie z więzienia miał tylko jedną szansę. Ale co z tego? To on jest niebezpieczny, a ja uciekam. To ja według instytucji powinnam być w ośrodku. Ja mam się zamykać? Za co? To ja nie mogę mieszkać z synem. Nie byłam aniołem, ale to nie ja w tej historii jestem zła. A to ja płacę. Jedyne co mogłam zrobić po tym jak mnie skatował to opowiedzieć to światu. Czy pomogło? Dało mi siłę. Otworzyło mnie na ludzi. Dostałam trochę hejtu, ale dużo więcej wsparcia. Trzeba o tym mówić. Nie mówimy ze wstydu, ale to nie my mamy się wstydzić.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze