Z Jerzym Rowińskim i Anią Perzyną spotkaliśmy się przypadkowo. Miejscem spotkania był dziki ogród przy ul. Świętojańskiej w Piasecznie, tuż obok niego płynęła rzeka Jeziorka, jeszcze wtedy w ogrodzie stał pałacyk Banasikowskich. Pałacyk był już po pożarze, ale jeszcze ciekawy dla odwiedzających to miejsce, potem był drugi pożar i już było wiadomo, że dom bogatych szewców, do których przyjeżdżał sam Wojciech Kossak zniknie z ogrodu. Jerzy i Anna wracali ze spaceru, a ja przyjechałam na ul. Świętojańską aby poczuć klimat odchodzącego Piaseczna. Nie znałam Jerzego Rowińskiego, może z widzenia, mieszkaliśmy w dzieciństwie nieopodal siebie, byliśmy prawie sąsiadami. On był z domu przy ul. Mickiewicza, ja z domu przy ul. Kniaziewicza.
Stałam przy moście na Jeziorce i widocznie Jerzy instynktownie wyczuł, że warto mnie zagadnąć. Dziennikarze tak mają, jeśli są dobrymi dziennikarzami, że dość szybko wyczują człowieka i wiedzą, że warto z nim pogadać. Jerzy Rowiński był dziennikarzem muzycznym jedynki, potem pracował w Radiu dla Ciebie, prowadził ciekawe audycje, które często słuchałam. Podczas krótkiego spotkania Jerzy opowiedział mi o domu przy ul. Mickiewicza, który zbudował jego ojciec. O lokatorach mieszkających tu w latach 50. i 60. XX w. Zainteresował mnie historią kierownika kina Mewa. Umówiliśmy się z Jerzym i Anną na następne spotkanie, ale los zadecydował inaczej. Potem był covid, choroba Jerzego i tak minął czas. Jerzy Rowiński zmarł w listopadzie 2023r. Byłam przekonana, że już nigdy nie usłyszę lub przeczytam jego opowieści o Piasecznie. I tu znów stało się inaczej. Niedawno spotkałyśmy się z Anną. Przyjechała do mnie z Warszawy i przywiozła pamiętnik Jerzego. To była dla mnie niespodzianka. Postanowiłyśmy z Anną, że opracuję tenże pamiętnik i włączę go do swoich opowieści. Zapraszam do czytania.

Rodzina Rowińskich w opowieściach Jerzego Rowińskiego
Życie jednego człowieka w kilku ustrojach, związkach małżeńskich, konstelacjach damsko – męskich, w kilku zakładach pracy, no i w wielu sytuacjach. Nie wiem czy taki memuar powinien być prowadzony chronologicznie czy tematycznie. A gdyby tak pomieszać obie metody?
Urodziłem się w 1948 r. Ojciec prowadził wówczas sklep z tekstyliami przy ulicy Kościuszki w Piasecznie. Za sklepem mama miała pracownię krawiecką, w której pracowało kilka pań – czeladniczki i uczennice. Lokal wynajmowany przez nich, nie był ich własnością, ale wyposażenie i towar w postaci bel materiałów już tak. Jak na komunizm całkiem nieźle. Ojciec urodzony w 1911 r. w Komorowie, do wybuchu wojny pracował w Państwowych Zakładach Lotniczych. W czasie wojny poznał w Piasecznie o 10 lat młodszą córkę miejscowego szewca, który też zatrudniał czeladnika, swojego syna Michała i kilku uczniów. Miał zakład szewski przy ul. Warszawskiej. W wolnej chwili zajmował się też rolnictwem i sadownictwem.

Sad czereśniowy w miejscu, gdzie dziś stoi Lamina
Tam, gdzie w latach 50. XX w. pobudowano Zakłady Lamp Oscyloskopowych i Laminę dziadek miał pas ziemi, najwyżej morgę. Pielęgnował tam sad czereśniowy, w którym między drzewami rosło żyto. Ziemia tu była nadzwyczaj urodzajna, plony wysokie, drzewa rodziły co roku dużo owoców. W okresie dojrzewania i zbierania owoców, dziadek stawiał w sadzie słomianą budkę, w której przebywał dniem i nocą pilnując, by jego czereśnie nie były rozkradane, bo były łakomym kąskiem dla złodziejaszków i innych amatorów cudzej własności. Moda wśród mieszkańców Piaseczna na chodzenie na tak zwane dzierżawy, była dość powszechna. Posiłki przynosiła mu żona. Przyszedł czas gdy drzewa czereśniowe ścięto, na miejscu postawiono fabryki. Dziadek otrzymał hektar ziemi z majątku poniemieckiego będącego przy drodze do Chylic. Obecnie znajduje się tu osiedle mieszkaniowe Curtisa. Dziadek podzielił ten grunt na cztery działki i rozdał dzieciom. Moja mama dostała najmniej atrakcyjną działkę graniczącą z zagajnikiem. Powodem tej niesprawiedliwości było to, że dziadek nie lubił swojego zięcia. Był człowiekiem zamożnym i uważał, że córka powinna wyjść za mąż za bogatszego chłopaka. Podczas świąt i innych uroczystości rodzinnych wychwalał swoje dzieci: Michała, Kazika, Manię, Stasię i Helenkę. Rzadko zwracał się do mojej mamy Jasi. Jej męża uważał za „biedusza”, który wżenił się w rodzinę obywateli ziemskich Piaseczna. Bardzo często powtarzał zięciowi: „ja umrę, a ty dostaniesz po mnie ucho od śledzia”.
Swary o majątek kończą się „wizytą” Niemców
Swej najstarszej córce dziadek podarował dom vis a vis ul. Pomorskiej na granicy Zalesia i Piaseczna. Gdy Mania umarła w 1941 r. jej mąż, piekarz z Góry Kalwarii niezadowolony, bo też dostał „ucho od śledzia”, a uważał, że po paru latach małżeństwa należy mu się jakiś spóźniony posag po żonie, z zemsty doniósł Niemcom, że teść ma w piwnicy spory majątek w postaci skór, z których szył obuwie. Niemcy przyjechali ciężarówką, postawili gospodarzy pod ścianą, opróżnili piwnicę, a na końcu wszyscy się cieszyli, że na tym się skończyło.
Dziadek zaproponował domek pod Zalesiem mojej mamie, ale mój ambitny tato stanowczo odmówił. Może i dobrze, bo ten dom prześladowało jakieś fatum. Na początku lat 50. dom dostała Hela, żyła tylko 32 lata, jej dwaj synowie zmarli w tragicznych okolicznościach, jednego z nich żona zginęła w wypadku. Można w to fatum nie wierzyć, ale jest tak, że niektóre domy są szczęśliwe, rodziny w nich mieszkające żyją długo, ale nie w tym przypadku.
Po wojnie mój tato prowadził sklep z tekstyliami, duży wypełniony belami materiałów, podszewek, koców i firanek. Interes szedł świetnie. Do czasu. Pewnego dnia Piaseczno obiegła informacja, że UB zarekwirowało właścicielowi apteki przy ul. Nadarzyńskiej cały nowy towar, kupiony za dużą sumę. Jakby czekali, że magazyn wypełni się aż po brzegi. Zaproponowali właścicielowi kierowanie apteką, bo właśnie została upaństwowiona. Ojciec przeczuwał najgorsze, już wiedział, że jego sklep może spotkać to samo co aptekę. Mieszkaliśmy wówczas w ładnym mieszkaniu w domu Pod Kościuszką przy ul. Sienkiewicza 6. Dom po wojnie poszedł pod kwaterunek i ojciec postanowił wybudować nowy dom. CDN

Napisz komentarz
Komentarze