Straż Miejska w Górze Kalwarii opublikowała alarmujący komunikat:
- Z przykrością informujemy, że otrzymaliśmy zgłoszenia o rozsypywaniu pinezek na drogach publicznych, po których poruszają się rowerzyści, w tym zawodnicy i uczestnicy rekreacyjnych rajdów rowerowych. Takie działanie jest skrajnie nieodpowiedzialne i stwarza realne zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi. Przebita opona przy dużej prędkości może skończyć się ciężkim wypadkiem.
Służby przypominają, że „celowe utrudnianie ruchu, niszczenie mienia i narażanie uczestników ruchu drogowego na niebezpieczeństwo może stanowić przestępstwo”.
W mediach społecznościowych ludzie relacjonują, że problem dotyczy nie tylko jednego incydentu. Praktyka rozsypywania pinezek okazuje się powtarzalna – ofiar przybywa na trasach w okolicach Góry Kalwarii, Podłęcza czy Dębówki.
Na łamach naszego portalu niedawno publikowaliśmy artykuł o narastającym sporze. Od dawna wzrasta wrogość między rowerzystami a kierowcami oraz niektórymi mieszkańcami, a rozsypane pinezki są przejawem eskalacji tego napięcia.
Bez "kapcia" nie przejedziesz
Relacje z ostatnich dni pokazują, że problem rozsypywanych pinezek nie jest odosobnionym incydentem. W sieci pojawiają się kolejne wpisy dokumentujące zagrożenie i realne szkody materialne, jakie ponoszą rowerzyści.
– To była jakaś świeża akcja w okolicy Podłęcze 58. Asfalt wyglądał jak kolarskie nogi po 2 tyg bez żyletki - nie dało się przejechać przez to bez kapcia. Jechałem solo i dosłownie po chwili obok mnie stali kolejni zbieracze - nawet motocyklista się zatrzymał – opisuje Filip Wroński, autor wpisu alarmującego o zagrożeniu.
Koszty dla poszkodowanych są niemałe. Wymiana opon i naprawa roweru to często wydatek rzędu nawet kilkuset złotych.
– To z wczorajszego rajdu przez pinezki. W dwóch kołach po jednej pinezce się dostało. Koszt jednej opony na "szytki", to 400 zł, czyli ten przejazd kosztował nas 800 zł – wylicza jeden z rowerzystów.
Pojawiają się też apele o społeczne nagłośnienie tematu. Rowerzyści wskazują, że bez współpracy z mediami i konsekwentnych zgłoszeń na policję, walka z tym procederem może być nieskuteczna.
– Serio to trzeba na policję zgłaszać. 2 opony to 800 zł. Już naprawdę spora szkoda. A to nie jedna osoba. Uważam, że każdy za każdym razem powinien takie coś zgłaszać. Jedno zgłoszenie może “zaginąć” ale nie kilkadziesiąt. Plus media […] byleby temat nagłośnić.
Dojdzie do tragedii…
Widoczny w Internecie oddźwięk potwierdza, że problem staje się coraz bardziej powszechny, a przypadki zgłaszają kolejne osoby z różnych lokalizacji. Temat regularnie wraca w postach, komentarzach i rozmowach na lokalnych grupach. Wielu komentujących nie kryje obaw o bezpieczeństwo.
– Masakra. To już przestaje być śmieszne, jeszcze do tragedii dojdzie któregoś razu – dodaje z obawą Filip Wroński.
Straż miejska w swoim komunikacie wyraźnie odwołuje się do odpowiedzialności karnej i cywilnej sprawców: przypomina, że grożą im poważne konsekwencje, a ofiary mają prawo dochodzić swoich roszczeń. Służby apelują też o zgłaszanie każdego przypadku – im więcej oficjalnych zgłoszeń, tym większa szansa na wykrycie sprawcy i zapewnienie bezpieczeństwa.


Napisz komentarz
Komentarze