Reklama
Odkryj serce Twojej społeczności – zapisz się na newsletter Przeglądu Piaseczyńskiego!
 

 

 

 

Piaseczno - Historia rodziny Roszkowskich

Spoglądamy już tylko w wyobraźni na zakłady przemysłowe, które są dla miasta Piaseczna historią: ZELOS, Polkolor i Thomson. Poznikały nawet budynki, co dziwi wielu, bo coś, co się wydawało wieczne, nagle przestało istnieć. Jest po nich już tylko pamięć, jeszcze można spotkać ludzi, którzy w nich pracowali.
Piaseczno - Historia rodziny Roszkowskich
Piaseczno skrzyżowanie ulic Kościuszki z Sienkiewicza w parterowej kamienicy (wejście pierwsze od lewej drzwi na skos) bracia Roszkowscy mieli pracownię krawiecką fot: autor.

Jeśli policzyć ilość osób pracujących w tych zakładach na przestrzeni lat, to pewnie wyszłoby ze 30 tys. Choć i z tą ilością mam problem, bo mogło być więcej. Tych, co przeszli w zakładach całą swoją karierę zawodową, też można policzyć. Tylko to już wiedza dla analityków społecznych lub historyków. Thomson! Pamiętam to tętno wielkiej fabryki, czasami widzę ją w snach, a czasami, gdy o niej pomyślę i o ludziach, których tam spotkałam, to czuję ogromną tęsknotę za tamtymi latami, bo załoga tego zakładu była wspaniała.   

Geneza mojej opowieści

Opowieść o tym człowieku jest szczególnie ciekawa, bo związał swoje życie i swojej rodziny z aż trzema tu wymienionymi zakładami i każdy ich zakamarek znał doskonale. Mam tu na myśli Zbigniewa Roszkowskiego. Znałam Zbyszka, współpracowałam z nim i czuję się w obowiązku opowiedzieć o nim. Kilkanaście lat temu przyszedł na spotkanie historyków odbywające się w Starej Plebanii, przyniósł mi kilka odbitek swoich zdjęć i opowieść, ale zdjęcia gdzieś mi przepadły. Ach! Myślałam sobie, pójdę do Zbyszka, to mi jeszcze raz je da, jeszcze raz opowie. Tymczasem przyszła wiadomość o jego śmierci i tak minęły lata. Dopiero kontakt z Kasią, córką Zbyszka pozwolił mi na snucie tej opowieści.

Zbyszek Roszkowski wyrusza w świat

Urodził się w 1943 r. na Podlasiu we wsi Perki -Karpie niedaleko cukrowni Łapy. Kazimiera i Aleksander rodzice Zbigniewa byli rolnikami, rodzina szanowana we wsi od pokoleń. Zbyszek najstarszy z rodzeństwa, gdy przyszedł w latach 50. głód, wyruszył ze wsi szukać pracy. Dziś trudno nam sobie wyobrazić, że 16-letni chłopiec jedzie gdzieś w Polskę bez opieki i doświadczenia za chlebem. Matka zaszywa mu w ubraniu niewielkie pieniądze. Najrozsądniej było w 1959 r. za pracą jechać na Śląsk i tak też się dzieje. Chłopak szybko znajduje pracę, mieszkanie w hotelu robotniczym, radzi sobie doskonale i wraca do domu z zarobionymi pieniędzmi. I oddaje je ojcu. W opowieści rodzinnej pozostaje komentarz Aleksandra, że nigdy w życiu nie widział tak dużej sumy. No cóż, miał oszczędnego syna. Przychodzi powołanie do wojska na dwa lata do obowiązkowej służby wojskowej. I znów po jej odbyciu trzeba zdecydować co dalej. Dwaj bracia ojca Wacław i Antoni prowadzą w Piasecznie znany zakład krawiecki przy ul. Sienkiewicza pod szyldem: „Zakład Krawiecki A. i W. Roszkowscy”. Na spotkaniach rodzinnych opowiadają o wielkim, nowoczesnym, piaseczyńskim zakładzie ZELOS, o tym, że płace są tam dobre i co najważniejsze może szukają pracowników. I młody Roszkowski dostaje tu stanowisko pracy. Stryj przyjmuje Zbigniewa do swojego domu przy ul. Żeromskiego. Dla Zbyszka nadszedł czas na budowanie swojej rodziny.

Dom rodzinny Roszkowskich w Perkach – Karpiach fot: z albumu rodzinnego Roszkowskich

 

Z historii rodzinnej Roszkowskich

Jak to się stało, że bracia Roszkowscy znaleźli się w Piasecznie? Gdy do ich rodzinnej wsi w czasie wojny weszli Rosjanie, Wacław był w domu. Obaj bracia mieli kontakty z partyzantami i zachodziła możliwość, że ich życie po wkroczeniu wojska będzie zagrożone. Ktoś ze wsi ostrzegł Roszkowskich i z chwilą, gdy żołnierze otwierali drzwi do chałupy, Wacław przez okno uciekł do lasu. Wacław i Adam przedostali się do Warszawy. Tymczasem, gdy Rosjanie weszli do domu zastali tylko matkę braci Juliannę, aresztowali ją, następnie wywieźli aż za góry Uralu. Słuch o niej zaginął. Rodzina uparcie szukając, dotarła do wiadomości o Juliannie, nawet odnaleziono świadka, kobietę, która razem z Julianną była w miejscowości wywózki. Na pytanie: na co chorowała matka i dlaczego zmarła, kobieta odpowiedziała – zmarła z tęsknoty.

Rodzeństwo Roszkowskich od lewej Antoni ( krawiec z Piaseczna), Aleksander( ojciec Zbyszka), Marianna, Wacław (krawiec z Piaseczna), na zdjęciu nie ma jeszcze dwójki z rodzeństwa Franciszka i Natalii fot: z albumu rodzinnego Roszkowskich

ZELOS i mieszkanie na osiedlu w Piasecznie

Zbyszek Roszkowski poznaje swoją przyszłą żonę Halinę, pielęgniarkę z zawodu, na przyjęciu rodzinnym, biorą ślub w 1968 r. W rok później przychodzi na świat pierwsza córka Agnieszka, na drugie dziecko będą musieli poczekać kilka lat. Zakład dba o swoich pracowników, szczególnie o tych, których obecność w zakładzie jest niezbędna i rodzina Roszkowskich dostaje mieszkanie w nowo wybudowanym bloku przy ul. Kusocińskiego 10. Jeszcze wówczas dookoła są sady, ostatnie lata kolejki grójeckiej na tej trasie. Najważniejsze, że dzieci, gdy osiągną wiek szkolny, będą miały blisko szkołę, bo od 1965 r. działa szkoła nr 5. Do przedszkola zakładowego zabiera dzieci autokar i wiezie do Zalesia na ul. Księcia Józefa. Jakie było mieszkanie przy ul. Kusocińskiego 10?  Nie był to lokal o wysokim standardzie – ot dwa pokoje z kuchnią z maleńkim okienkiem, ale i takie mieszkania były wymarzone przez młode piaseczyńskie małżeństwa, jak to się wówczas mówiło: ciasne, ale własne. Mały pokój był szerokości wersalki. Mieszkanie było skrajne i w bloku z ciemnymi kuchniami na szczęście ta kuchnia była widna. Za to towarzystwo w bloku miłe i jak wspomina opowieści rodzinne córka Zbyszka Kasia dużo dzieci do zabaw na podwórku. Kasia wspomina też pana Tadeusza Belke kierowcę zakładowych autokarów, wożących załogę do pracy, na wycieczki i dzieci do przedszkola.

Zbyszek i Halina Roszkowscy fot: z albumu rodzinnego Roszkowskich

Roszkowscy zamieszkują w domku dla Amerykanina 

W 1979 r. Roszkowscy dostają propozycje zamieszkania w „domku amerykańskim” i do niego się przenoszą. I tu jest już wymarzony dom z dużym salonem i kuchnią, małym pokoikiem tuż obok salonu i trzema sypialniami na piętrze. W małym pokoiki Halina ma maszynę do szycia, też czasami przychodzą tu pacjenci na zastrzyk, a jak ktoś chory to dobra z pokoiku izolatka.

 No i można poszaleć w ogródku, do którego oboje Roszkowscy mają duży zapał, toteż ilość ciekawych w nim roślin, krzewów i drzew szybko zaczyna fascynować przechodniów. Są tu też króliki i kotka. Osiedle staje się pięknie barwne. W 1979 Zbyszek pracuje już w Polkolorze.

O choinkach z ogródka Haliny i Zbyszka jest pewna ciekawa opowieść. Dwie jodły urosły tak wielkie, że zajęły większość ogródka, tak się złożyło, że na terenie Thomsona potrzebna była stara zieleń i zdecydowano, że firma zajmująca się zielenią przeniesie te choinki. Przyjechała profesjonalna maszyna, wokół choinek wykonała wieki dół i przeniosła drzewa do zakładu, ale przyjęło się tylko jedno drzewo, co było i tak sukcesem ogrodniczym. Czy ta jodła jeszcze tam jest? Sprawdzę. Budynku montowni, kominów huty i biurowca nie ma. To może, choć drzewo przeżyło. CDN.

UNITRA ZELOS w pochodzie pierwszomajowym jadą kineskopy monochromatyczne fot: z albumu rodzinnego Roszkowskich
Czytaj także:

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama