Piszę te słowa o 5 rano, za oknem śpiewają ptaki i wszystko wskazuje na to, że będzie piękny dzień.
Pięknie, tyle że ja nie mogę spać, bo budzą mnie obrazy, jakie widziałem wczoraj na jednym z portali społecznościowych. Ktoś udostępnił zdjęcia małp. Powiązane, jak jeńcy w czasie wojny, inne siedziały odarte ze skóry, ale wciąż żywe. Ich oczy wyrażały nieprawdopodobne cierpienie. Jeszcze inne przygotowane do dekapitacji czaszki w ten sposób, by jakiś „smakosz” mógł spróbować jeszcze ciepłego mózgu wciąż żyjącej małpy. Kiedy indziej patrzyłem na żywe psy w klatkach tak ciasnych, że nie mogły się poruszyć i ich wybebeszone zwłoki przygotowane do ugotowania, wiszące pod sufitem kuchni. Podobno gulasz z psów jest pyszny. Ale to przecież kuchnia wschodnia... U nas w Polsce, w Piasecznie i okolicy, podkłada się wnyki na bezpańskie psy albo podrzuca mięso nafaszerowane gwoździami i szkłem. Pies, który zje taką „kanapkę”, umiera w niewyobrażalnych cierpieniach i ktoś ma z tego powodu radość. Czy policja ujęła sprawcę? Wydaje się tym tematem mało zainteresowana, bo przecież wciąż wybuchają awantury domowe, zdarzają się pobicia w centrum miasta. Trzeba zadbać przede wszystkim o ludzi. Co tam jakieś psy i zwyrodnialec, może się nim zainteresują, gdy zabije człowieka? Ja nie jadam psów, tak jak nikt, kto zajmuje się końmi, nie weźmie do ust koniny. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby przecież zjeść swojego przyjaciela. U mnie w domu właśnie wyciąga swoje ciało mój west, psina, której takie zdjęcia nie interesują. Interesuje ją wytarzanie się w trawie z wciąż radośnie merdającym ogonem. Wtedy jest szczęśliwa i cząstkę tego szczęścia przekazuje mnie. A ja oprócz psów lubię słonie. Na swoim profilu na Facebooku często umieszczam ich zdjęcia. Fascynują mnie, są mądre, dobre, niezwykle opiekuńcze w stosunku do swoich pobratymców. Kochają, a nawet urządzają swego rodzaju uroczystości pogrzebowe, gdy jeden z nich odejdzie. To takie ludzkie, prawda? Ludzkie jest również to, że ktoś wrzucił mi zdjęcie zwłok słonia, który zamiast pięknych kłów miał ziejące, parującą krwią rany. Kto inny zapraszał mnie na zupę z płetwy rekina. Nie skusiłem się. Po prostu nie mogę zrozumieć, nie mieści mi się to w głowie, jak można zabić wspaniałe zwierzę po to, by odciąć mu płetwę i zrobić z niej zupkę?! Nasza planeta ocieka krwią. Codziennie. W „państwie” ISIS mordercy prześcigają się w pomysłach, jak zabić drugiego człowieka. Ugotować żywcem, zrzucić z wysokiego budynku, a jeśli ktoś przeżyje to ukamieniować? A może (tak jak ostatnio) obedrzeć żywcem ze skóry? Zwykłe poderżnięcie gardła w tym momencie wygląda jak akt łaski. W Orlando w USA kilka dni temu inny zwyrodnialec wszedł do klubu „Pulse” dla gejów i zaczął strzelać z broni półautomatycznej. Zabił kilkadziesiąt osób. Czy widział w tych ludziach człowieka, czy może traktował ich jak zwierzęta? Co czuł, zabijając i patrząc w ich oczy, w których najpierw było przerażenie, a potem uciekające życie? Czy przejmuję się tymi aktami terroru? Przyznam się, że coraz mniej, inaczej bym zwariował. Media codziennie pokazują nam, w jaki sposób ludzie zarzynają jeden drugiego – codziennie i od nowa. Powoli tracę zainteresowanie dla tych obrazków pełnych okrucieństwa. Już nie poruszają mnie tak bardzo zdjęcia zwłok dzieci zabitych gazem bojowym, dołów wypełnionych zwłokami w świeżo rozkopanej wspólnej mogile. Poruszają mnie te małpy, porusza mnie pies zwijający się w potwornym bólu zadanym mu przez chorego psychicznie dewianta, który w ten sposób odreagowuje swoje kompleksy. Porusza mnie to, że nikt nie reaguje na zabijanie psów, które chciały po prostu wytarzać się w trawie, by zaznać odrobinę szczęścia. Porusza mnie to, że w czasie posiłków w kulturalnym domu nie mówi się o takich sprawach. Wspomni się co najwyżej o tym, że „dobrze im tak, tym wstrętnym amerykańskim pedałom. U nas to nie do pomyślenia, żeby katolik z katolikiem... Trzeba to zdławić w zarodku, tfu – pomodlę się za nich, ale... jak zobaczę to tak przypierd... że się pedały jedne nie pozbierają”. Bo my dobrzy ludzie jesteśmy, wszyscy bez wyjątku. Dbamy o moralność, swoją, bliskich, a nawet obcych. A nawet dbamy bardziej niż pół roku temu. Przyszła wreszcie „dobra zmiana” i o moralność zaczęto dbać. Co za ulga.
Napisz komentarz
Komentarze