Koniec maja i nastały nam wreszcie letnie temperatury, co oznacza, że sezon na „co za upał” uważam za otwarty. Jak co roku zaczniemy narzekać na to, że za dużo słońca, że duszno, że nawet w cieniu nie jest dobrze, a poparzenia słoneczne to wina tej odległej gwiazdy, a nie naszej głupoty. Będzie więcej wypadków samochodowych, bo nigdy się tak fajnie nie szaleje na drodze, jak wtedy gdy dopisuje pogoda. Kilku młodych ludzi złamie kręgosłupy, skacząc na główkę do wody o głębokości przeciętnego słoika. Więcej się utopi, bo przecież trzeba ochłodzić rozgrzany łeb po wypiciu siedmiu piw i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że jesteśmy mistrzami pływackimi. Otwarty został również sezon polowań na rowerzystów jadących (o zgrozo) po tych samych drogach co kierowcy samochodów. Będą ginąć motocykliści – jedni z powodu własnej głupoty, inni z powodu głupoty kierowców samochodów. Będziemy mogli obserwować przez przednią szybę naszego samochodu (nic tak nie podbija adrenaliny, jak brak możliwości ucieczki przed gigantami, które przerobią nas i nasz pojazd na kupę zalanych krwią śmieci), jak jadą wprost na nas trzy TIR-y obok siebie, które postanowiły się pościgać. Nareszcie zza okien naszych domów będą do naszych uszu dobiegać (właśnie wtedy, gdy sen może uratować nam życie) okrzyki i występy wokalne tych, którzy do późnej nocy raczą się winem marki „wino” we wszystkich parkach i skwerach naszej pięknej ojczyzny.
Czy te wszystkie obrazki, tak oczywiste i częste w naszych kraju, są naszą narodową specyfiką? Śmiem sądzić, że tak. Co prawda widziałem na własne oczy walkę rowerzystów z autobusami na ulicach Londynu, widziałem pijanego w sztok, który wpadł w klomb kwiatów w centrum Brukseli, widziałem stos ciał pijanych młodzieńców leżących w rowie po nocnej zabawie na jednej z wysp archipelagu sztokholmskiego. Tak, w Europie, w państwach „starej demokracji” również można się spotkać z tego typu ekscesami, ale... jest ich nieporównywalnie mniej, a często są to wybryki przyjezdnych, którzy nie potrafili się dostosować do kultury i zasad panujących w danym kraju.
A dlaczego tak się dzieje? Dlaczego w państwach Unii Europejskiej zdarza się mniej niepoprawnych zachowań niż u nas, czy tam nie ma pijaków, czy nie ma ludzi niekulturalnych albo zwykłych głupców? Są, proszę Państwa, i jak przypuszczam, dokładnie w takiej samej ilości, co w Polsce, ale... Właśnie, najważniejsze w tym jest to „ale”. Chodzi o szacunek do litery prawa i o konsekwentne tego prawa przestrzeganie. Bo inną polską specyfiką jest ustanawianie przepisów, które są martwe już w momencie ich ustanawiania, bo policja i sądy działają zgodnie z literą prawa, a nie według własnego widzi mi się. Policjant w Paryżu czy Londynie nie ma kłopotu z interpretacją prawa i bardzo dokładnie wie, kiedy ma reagować, a kiedy nie. Inna jest również świadomość samych obywateli. Są bardzo wyczuleni na punkcie własnych praw, ale i obowiązków. Chodzi również o infrastrukturę. Autostrady są monitorowane na całej długości, a inne drogi pilnowane przez policję i... samych obywateli, a kary za przewinienia są ogromne i egzekwowane z całą stanowczością. Dlatego nie zobaczysz tam trzech TIR-ów ścigających się i nie zwracających uwagi na innych użytkowników ruchu drogowego. Jeśli jest tam otwarty park, to jest to park, a nie mix dołów, wolno rosnących krzaków, ścieżek i stosów śmieci. Jeśli nawet w tych krzakach znajdzie się jakiś bezdomny, to pewne jest, że ten bezdomny nie będzie w tych krzakach organizować przyjęcia na dwanaście osób z wyszynkiem. Będzie siedział cichutko, bo doskonale wie, że łamie przepisy. Nikomu nie przyjdzie do głowy postawić pomnika bez zgody władz – postawić bo „ja tak chcę”. W kraju, w którym jest zakaz propagowania idei i gestów faszystowskich, sąd nie uzna, że gest nazistowskiego pozdrowienia jest faktycznie próbą zamówienia pięciu piw, a swastyka nie jest hinduskim znakiem szczęścia. Pijany prokurator czy sędzia złapany na gorącym uczynku natychmiast kończy swoją karierę, a polityk, który kradł, jest uznany za złodzieja (po prostu), a nie pozostaje u władzy, by ustanawiać nowe przepisy. W USA próba dyskutowania (próba, a nie sama dyskusja) z postanowieniami Sądu Najwyższego jest natychmiast surowo karana i słowa o tym, że w sądzie najwyższym jakaś grupa kolesi wypowiada swoje opinie, możesz sobie bracie mówić po cichu, w toalecie, po uprzednim sprawdzeniu, że z pewnością jesteś sam. Nikt czegoś takiego nie powie głośno z mównicy sejmowej albo przed mikrofonami dziennikarzy, bo dobrze wie, że byłyby to ostatnie słowa, jakie wypowiada publicznie. Brakiem szacunku do prawa i Konstytucji może się wykazać co najwyżej jakiś emigrant, który nie zna języka kraju, w którym się znalazł, i dokładnie jeszcze nie wie, po co tam wylądował, ale... bardzo szybko zostanie mu to wytłumaczone, jeśli nie przez policję i sądy to przez zwykłych obywateli, którzy zdają sobie doskonale sprawę z tego, że zarówno Konstytucja, jak i prawo przede wszystkim służy im samym i jest gwarantem tego, że obywatel będzie żył w uczciwym i przewidywalnym świecie. Dorośnijmy.

Napisz komentarz
Komentarze