Rankiem 12 maja pan Krzysztof jak co dzień pojechał w miejsce, w którym stały jego ule z pszczołami. Niestety w pobliskiej wsi Kosów, przy uprawie rzepaku, zostały tylko ślady opon i puste miejsce po 10 ulach. Sprawa została oczywiście zgłoszona policji, ale sąsiedzi i rodzina próbują też szukać ukradzionej pasieki z pomocą mediów społecznościowych. Specjaliści podkreślają bowiem, że kradzieży uli z pszczołami mogła dokonać tylko osoba dobrze do tego przygotowana i znająca się na pszczołach. Ule zostały skradzione albo dla własnych potrzeb, albo na sprzedaż. Stąd apel o czujność w przypadku pojawienia się oferty sprzedaży charakterystycznych uli oraz rozpowszechnianie informacji, które ewentualnie pomogą namierzyć nietypowe ule. Skradzione zostały styropianowe ule polskiej produkcji, z rzadko spotykanym logo i charakterystycznymi tłoczonymi elementami.

Pszczelarz stracił całą pasiekę. Wartość jednego ula wraz z rodzinami pszczół, miodem i wyposażeniem wycenia na około 2,5 tys. złotych. Jak się okazuje, pan Krzysztof już raz stracił część swojego pszczelarskiego dorobku. W listopadzie 2018 roku pożar w garażu, w którym przechowywany był sprzęt, strawił większość zasobów, m.in. wytapiarkę do wosku, wenzy, ramki, wannę do ramek, specjalistyczny pokarm na zimę dla pszczół, miodziarkę i wiele innych. To, co udało się odbudować, zostało właśnie skradzione.
Córka pana Krzysztofa założyła zbiórkę na nowe ule na portalu zrzutka.pl.
– Założyłam tę zrzutkę dla ojczyma i mojej mamy żeby im pomóc. Od prawie 40 lat mój ojczym Krzysztof jest zapalonym pszczelarzem. Jest to jego pasja, ale i dodatkowy zarobek do renty – napisała. Jeśli ktokolwiek ma informacje na temat kradzieży uli, do której doszło w nocy z 11 na 12 maja w Kosowie, proszony jest o kontakt z panem Krzysztofem Myszkowskim pod numerem telefonu 517 671 744.
Napisz komentarz
Komentarze