Reklama

Wigilia nowego

Wigilia nowego

Nadchodzą święta Bożego Narodzenia. Przypominają o tym jedynie supermarkety, gdzie im szybciej zacznie się świąteczna gorączka zakupów, tym lepiej dla supermarketów.

Poza tym o świętach raczej nie myśli nikt, bo fascynacja tym, co się dzieje w polityce, nie pozwala na myślenie o innych sprawach. Oczywiście mówię o ludziach, którym zależy na Polsce, choć tu jesteśmy nieprawdopodobnie podzieleni i to, w jaki sposób o tym myślimy, zależy od opcji politycznej, której dana grupa kibicuje. A ja sobie przypomniałem Wigilię z dawnych, niezmiernie dawnych czasów.
W dniach, gdy powstała Solidarność, a potem zaskoczył nas stan wojenny, święta były wyjątkowe. W tamtych czasach byłem nastolatkiem mocno uwikłanym w sprawy wolnościowe, w walkę z komuną. Wigilię Bożego Narodzenia spędzałem wtedy przy stole, który organizowała dla całej rodziny moja świętej pamięci Babcia. To Ona trzymała całą rodzinę w kupie, powodowała, że czuliśmy się rodziną. Ale przy tym stole nie było łatwo i wtedy szczerze nienawidziłem świąt. Przy stole zasiadali: mój Ojciec (oficer Wojska Polskiego, który założył komórkę Solidarności na Politechnice Gdańskiej), Dziadek (mechanik okrętowy w Stoczni Północnej w Gdańsku), Wujek (oficer kontrwywiadu wojskowego) i ja działający w podziemiu. Ja wtedy bez dziewczyny, ale cała reszta facetów z żonami i Babcia, która przez całą wojnę właściwie sama wychowywała czwórkę dzieci (dwójkę straciła), gdyż Jej ówczesny mąż w czasie wojny (zastępca dowódcy oddziału AK na Wileńszczyźnie) szalał ze swoimi chłopcami, wysadzając wojskowe transporty Wermachtu. Jak widzicie, przy stole zbierało się towarzystwo, gdzie każdy z nas miał swoje poglądy na temat tego, co się dzieje w kraju. Po piętnastu minutach spokoju przy stole, po złożeniu sobie świątecznych życzeń, ktoś (zwykle niechcący) wspominał coś o polityce i... zaczynała się kilkugodzinna awantura na temat tego, co się stało, i co stać się może. Proszę pamiętać, że wtedy pytanie: „Wejdą, nie wejdą?” wcale nie było pytaniem z kosmosu. Pojawiały się plotki, że od strony Kaliningradu jadą już do nas kolumny radzieckich czołgów. W powietrzu wisiała również całkiem realna groźba wojny domowej. Nikt nie był pewien, co stanie się jutro, czy spotkamy się jeszcze kiedyś przy wspólnym stole, kto z nas zostanie aresztowany... Lata stanu wojennego były smutne i ciężkie dla wszystkich, ale... wierzyliśmy, że wróg, czyli komuna, to wróg zewnętrzny, który przyszedł wraz z armią czerwoną, a Polacy w końcu się skonsolidują, razem staną, ramię przy ramieniu, by tego wroga unicestwić – kiedyś, w odległej przyszłości. Ta „przyszłość” przyszła szybciej, niż się nam zdawało, Polacy utworzyli jeden naród i udało się pozbyć z Polski robaka, który zjadał nas od wewnątrz, niszczył i degradował wszystko, co polskie. Bez względu na to, co dziś myślimy o poczynaniach Lecha Wałęsy, w czasach stanu wojennego, czy w czasie Jego prezydentury, to właśnie On nas połączył w naród, co było podstawowym warunkiem do tego, by na nowo zdobyć niepodległość po latach okupacji sowieckiej.
Jak dziś będziemy spędzać Wigilię? W jakich nastrojach usiądziemy do wspólnego stołu i czy ten stół faktycznie będzie nasz, wspólny? Polacy znów są podzieleni, znowu przyszłość jest dla nas wielką niewiadomą. Wróciły dawne lęki i obawy i znowu, jak lata temu, Rosja jest dla nas całkiem realnym zagrożeniem. Ciężko wywalczona przez Polaków demokracja właśnie dogorywa i nie wiemy tylko w co się zamieni – w dyktaturę, czy może w coś jeszcze innego, o czym dziś jeszcze nie mamy pojęcia.
Przez ostatnie lata pokochałem święta Bożego Narodzenia. Żyliśmy w spokojnym (jak na Polskę) i pięknie rozwijającym się kraju. Jak nigdy przedtem, czuliśmy się Europejczykami, a przed naszymi dziećmi stał otworem cały świat. Dziś jest to interpretowane, jako ucieczka z kraju, gdzie młodzi nie mieli przyszłości, a ja uważam, że młodzi nie mieli tak dobrej przyszłości i zarobków, jak w innych krajach, i właśnie dlatego wyjeżdżali, co nie jest ani niczym nagannym, ani wielką tragedią, bo zawsze mogą wrócić, gdy uznają, że w kraju warunki życiowe poprawiły się na tyle, że będzie warto. No właśnie, do tej pory był progres, z roku na rok życie się poprawiało i była szansa, że będzie coraz bardziej sympatycznie. Dziś możemy o tym zapomnieć na jakiś czas i osobiście będę szczęśliwy, jeśli warunki się jedynie nie pogorszą. Stanie w miejscu, to oczywiście, również cofanie się, ale... nie narzekajmy, może TYLKO będziemy stać w miejscu, czyli się trochę cofać, a nie lecieć w przepaść, w dziurę identyczną, jaka ziała pustką i przerażeniem w latach komuny. Ja jestem już starym człowiekiem, niewiele potrzebuję, ale mam syna, który studiuje w Anglii, i mam marzenie, aby kiedyś mógł ze mną zasiąść przy wigilijnym stole bez poczucia, że nienawidzi świąt i tego kraju. Czego i Państwu życzę.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama