Reklama

Usłane różami

Usłane różami

Macierzyństwo jest wielowymiarowe. Na pytanie, czym ono jest, można napisać książkę, zapewne grubą. Jest na pewno piękne, jest pełne miłości, jest cudem samym w sobie.

To wie każdy. Matki, kobiety, które matkami nie są, bo nie chcą lub nie mogą, lub jeszcze nie są. Wiedzą to mężczyźni, którzy są ojcami lub nimi nie są. Wiedzą to księża, biskupi, politycy i wszyscy święci. Ci wiedzą nawet, że jest usłane różami. Jest jednak w macierzyństwie coś, co wiedzą tylko matki (powiecie: Ojcowie też to wiedzą, co jest oczywiście możliwe, ale nie jestem ojcem, trudno więc pisać mi o tym, co czują ojcowie). To przejmujący STRACH, który towarzyszyć nam matkom zaczyna kiedy jeszcze nimi nie jesteśmy i nigdy już nas nie opuści.

Strach przychodzi krótko po tym, kiedy mija pierwszy szok po pojawieniu się TEJ drugiej kreski. Albo to wiemy, albo zaraz się dowiemy, że 30% ciąż kończy się „wczesnym” poronieniem, które wystąpić może do 12 tygodnia ciąży. Kiedy minie ten graniczny moment zaczynamy bać się „późnego” poronienia, chorób genetycznych, uszkodzenia płodu. Po 22 tygodniach ciąży zaczynamy bać się porodu przedwczesnego. W okolicy 37. tygodnia w ogóle przestajemy się tego bać, bo nasze dziecko da już sobie radę, ale zaczynamy się poważnie bać porodu. Bólu oczywiście – to wie każdy. Bardziej jednak boimy się, czy zdążymy do szpitala, czy poród przebiegnie prawidłowo i czy dziecku nic się nie stanie. Czasem boimy się też własnej reakcji na pojawienie się tej najważniejszej istoty w naszym życiu. No i permanentnie, już zawsze – czy sobie w ogóle poradzimy jako MATKA.

Po wyjściu ze szpitala zaczynamy bać się śmierci łóżeczkowej, że za mało je, za dużo je, za długo śpi, czemu do cholery nie śpi, czy na pewno ODDYCHA! Wstajemy w nocy – choć wstajemy w kółko, to robimy to jeszcze dodatkowo. A co! Lepiej sprawdzić niż nie. Pierwsza gorączka – chodzimy po ścianach. Z kolejnymi nie jest lepiej. Boimy się, że jeszcze nie siada, jeszcze nie chodzi, jeszcze nie mówi. Jak siada boimy się bo upada i uderza główką w podłogę. Jak chodz,i boimy się, bo upada. Jak biega boimy się, że się przewróci. Kiedy się przewróci i rozbije głowę boimy się bardzo.

Boimy się jak zareaguje na rodzeństwo. Boimy się czy pokochamy nowe dziecko jak te starsze (bo jak można kochać tak bardzo mocno i tak samo kogoś innego? Można!). Jak reaguje źle boimy się czy sobie z tym radzimy. Jak nie reaguje źle boimy się, że chowa to w sobie. Boimy się czy nie zrobi rodzeństwu krzywdy. Boimy się, że poświęcamy mu za mało czasu. Boimy się, że poświęcamy rodzeństwu za mało czasu. Czy będą się przyjaźnić. Czy będą się wspierać. Czy może będą jak Kurski z Kurskim.

Boimy się przedszkola – czy się dostanie (choć akurat matki wielu dzieci nie bardzo się tego boją, przynajmniej w naszej gminie), czy będzie chorować i ile będzie chorować (a akurat tego matki wielu dzieci boją się bardzo, bo jak jedno, drugie i trzecie zacznie chorować nie naraz a po kolei, to z każdej pracy matkę wyrzucą). Czy nie będzie odstawać. Albo może jeszcze gorzej jak będzie w grupie najbardziej popularnych dzieci, ale tępych, próżnych i przemądrzałych. Tego samego boimy się w szkole. Czy będzie akceptowany. Czy zauważymy jeżeli będzie nie dobrze. Boimy się nauczycieli. Czy będziemy umiały walczyć z tym złym, a umiały słuchać tego dobrego.

Cały czas boimy czy sobie da radę w życiu. Czy go dobrze wychowamy. Czy jeżeli go dobrze wychowamy, czy to wystarczy. Czy zauważymy jego talent. Czy będziemy w niego wierzyć wystarczająco. Czy nie będziemy w niego wierzyć za bardzo. Czy nie wychowamy go na egocentryka. Czy będzie empatyczny. Czy będzie szczęśliwy.

Boimy się wojny. Jakiejkolwiek. Co zrobić z trójką – albo nawet z jednym – zupełnie bezradnych istot (czy w ogóle którakolwiek matka nie zna historii o żydówce, która zatkała usta swemu niemowlęciu, aby krzykiem nie wydał kryjówki, ale widocznie z tego lęku zatkała również i nos, i kiedy Niemcy przeszli okazało się, że je udusiła?).

Boimy się pedofilów. W dodatku nikt nam nie umie nic poradzić, bo jesteśmy pierwszym pokoleniem matek, które tak bardzo są świadome zagrożenia. Nie, nie patrzymy nieufnie na każdego dziadka, wujka, księdza czy lekarkę, ale obserwujemy swoje dziecko cały czas. To dobrze, tylko jesteśmy również niestety świadome, że nasza szansa na zauważenie złego wzrasta kiedy już zło się stanie.

Boimy się jego dorosłości. Imprez. Alkoholu. Narkotyków. Seksu. Boimy się, że świat się tak zmieni, że chociaż w jego wieku zaklinałyśmy się że będziemy rozumieć swoje dziecko to i tak go nie zrozumiemy. Boimy się o studia, o pracę i o jego szczęście.

Tak... Nasze życie usłane jest różami. Mamy zdrowe, piękne dzieci. Nie żyjemy w nędzy. Żyjemy w czasach względnego pokoju, a IKEA rusza ze sprzedażą online.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama