Szanowny Panie Profesorze Bralczyk!
Czytałam niedawno Pana rozmowę z Michałem Ogórkiem, w której wskazywał Pan swoje typy w plebiscycie na Słowo Roku 2017. Powiedział Pan, że za najważniejsze słowo mijającego powoli roku uznałby Pan „reparacje”, rozpatrywał Pan także, wespół z redaktorem Ogórkiem, ponowny wybór słowa „hejt”, który święcił triumfy już w zeszłym roku.
I tu muszę powiedzieć VETO.
O ile „reparacje” rzeczywiście są słowem na czasie, odgrzebanym z językowych czeluści w celu postawienia zasłony dymnej, tak „hejt” nie powinien absolutnie pojawić się na tej liście – ani w tym, ani w ubiegłym roku. Fakt, że słowo jest powszechnie używane, nie oznacza jeszcze, że należy je celebrować. Z dwóch powodów: po pierwsze, słowo opisuje zjawisko, które należy tępić na każdym polu i nie wolno przydawać mu jakiejkolwiek chwały. Drugi powód może wydać się nieco staroświecki, wręcz purystyczny, ale… Przecież to nie jest polszczyzna! W jaki więc sposób uznajemy słowo obce za polskie słowo roku? W plebiscycie przygotowywanym przez kapitułę złożoną z największych tuzów polszczyzny? Nie, Panie Profesorze. Nie zgadzam się na to.
Rozumiem, że język, aby żyć, musi ewoluować. Gdyby nie ta ewolucja, wciąż mielibyśmy problem z nazywaniem współczesności – obce są wszak takie niezbędne dziś słowa jak „komputer” czy „internet” – ale akurat „hejt” w żaden sposób nie może się obronić. To perfidna kalka językowa, której popularność w Polsce wynika jedynie z prostoty – krótkie, zwięzłe „hejt” łatwiej wszak wypowiedzieć niż naszą rdzenną „nienawiść”, ale przecież te słowa znaczą dokładnie to samo! Fakt, „hejt” w obecnym użyciu oznacza najczęściej pewien akt, działanie, czego nie oddaje nasza „nienawiść”, ale jestem przekonana, że jesteśmy w stanie znaleźć dobry, polski odpowiednik.
Przecież mamy piękną historię słowotwórstwa. Rok 2017 ogłoszono rokiem Leśmiana, który przecież słynął z tworzenia neologizmów znanych i używanych do dziś! Czemu nie poszlibyśmy w jego ślady i zaczęli znów nazywać rzeczywistość po swojemu, bez zrzynania od innych?
Tworzenie neologizmów nie jest takie trudne. Sama jakiś czas temu stworzyłam kilka nowych słów (choć wciąż czekam, aż się przyjmą). Wymyśliłam na przykład „szlafroczenie” – czyli niedzielne nieróbstwo w szlafroku. Wymyśliłam też „nerwotłuszcz”, czyli brzuszek, który rośnie wskutek zajadania stresu.
Dlatego właśnie, Panie Profesorze i wszyscy, którzy mnie czytacie, apeluję: znajdźmy sobie lepsze słowo niż ten nieszczęsny „hejt”. Może „plujad” (od plucia jadem) albo „żółciosłów”?
Pewnie uznacie, że zbytmyślę (to słowo wymyślone przez koleżankę, oznacza poświęcanie zbyt wiele uwagi jakiejś sprawie), ale czy nie warto trochę powalczyć o polszczyznę? Przecież to głęboki, rozbudowany język, który grzmi i szeleści piękniej niż angielski i hiszpański razem wzięte – czemu mielibyśmy tak łatwo oddawać im pola?
Pomyślmy o tym zwłaszcza teraz, w przeddzień rocznicy wydarzenia, dzięki któremu wolno nam mówić po polsku.
Napisz komentarz
Komentarze