Nowy przedmiot od początku wzbudza emocje – jego program łączy zagadnienia związane ze zdrowym stylem życia, profilaktyką uzależnień, bezpieczeństwem w internecie, ale także elementami edukacji seksualnej. To właśnie ten ostatni obszar sprawił, że dyskusje wokół edukacji zdrowotnej przybrały wymiar ogólnopolskiego sporu ideologicznego. Równocześnie jednak wielu pedagogów i dyrektorów szkół podkreśla, że skala tematów, jakie obejmuje, znacznie wykracza poza ten jeden wątek.
Sytuacja w Piasecznie dobrze odzwierciedla ogólną tendencję w całym kraju. Zainteresowanie przedmiotem wśród uczniów okazuje się bardzo niskie, a dyrekcja i nauczyciele nie kryją, że spodziewali się większego odzewu. Uczniowie natomiast często podkreślają, że albo wolą szybciej wracać do domu, albo uznają, że wystarczającą wiedzę znajdą samodzielnie.
Mało chętnych uczniów
– Zajęcia są łączone, ponieważ zainteresowanie jest bardzo niewielkie. Chodzi o to, żeby nie była to jedna osoba w sali, tylko grupa, w której można wymieniać się doświadczeniami, rozmawiać i podejmować dyskusje. Dzięki temu lekcje mają zupełnie inny charakter. Na dziś jeszcze trudno powiedzieć, ilu uczniów ostatecznie będzie uczestniczyło w zajęciach zostanie – mówi Agnieszka Grochala, nauczycielka przedmiotu w IV LO w Piasecznie.
– Na razie lekcje odbywają się w bardzo okrojonym składzie. W liceum młodzież ma bardzo dużo nauki, a ponieważ ten przedmiot nie jest obowiązkowy, część uczniów myśli, że nie musi go wybierać, bo potrzebne informacje znajdzie na przykład w internecie – dodaje Grochala.
Ważne lekcje na dorosłe życie
Choć oficjalnie do dziś uczniowie mieli czas na decyzję, już teraz widać, że w praktyce zainteresowanych jest zaledwie garstka. Dyrektorka IV LO Barbara Chwedczuk podkreśla, że problemem jest myślenie nastolatków, iż nie potrzebują dodatkowych lekcji.

– Uczniowie, choć rozumieją, że taki przedmiot może być potrzebny, to mówią: „ja jestem poinformowany, więc wolałbym się wypisać, żeby nie siedzieć dłużej w szkole”. Moim zdaniem edukacja zdrowotna zdecydowanie powinna być obowiązkowa. Szczególnie w pierwszej klasie, kiedy uczniowie wchodzą w nowy etap dorastania i mierzą się z wieloma ważnymi tematami: cyberzagrożeniami, uzależnieniami, zdrowym trybem życia. To najlepszy moment, by dać im rzetelną wiedzę, podaną w bezpiecznej, szkolnej przestrzeni – podkreśla Chwedczuk.
Według dyrektorki, szkoła nie może odwracać się od zmieniającego się świata. – Szkoła nie może ignorować współczesnych zagrożeń. W internecie jest pełno informacji, ale wiele z nich wprowadza chaos, dezinformację, a nawet treści generowane przez sztuczną inteligencję. Dlatego tak bardzo ważne jest, aby uczniowie dostawali wiedzę od nauczycieli, a nie z przypadkowych źródeł. Program nie jest wymierzony w światopogląd, tylko koncentruje się na praktycznych, życiowych tematach. Zawiera też elementy dotyczące relacji i odpowiedzialności – dodaje dyrektorka.
Edukacja potrzebna czy zbędna?
Opinie uczniów są podzielone. Wielu podkreśla, że łatwo i szybko mogą znaleźć niemal każdą informację w sieci. – W naszej klasie chyba tylko jedna osoba chodzi na edukacje zdrowotną. Jeśli nie trzeba, reszta woli wracać do domu, szczególnie że wydaje nam się, że sami potrafimy poszukać potrzebnych informacji. Dla mnie to trochę niepotrzebne siedzieć dłużej w szkole – zaznacza Piotr, uczeń IV LO w Piasecznie.

Inaczej patrzy na sprawę jedna z uczennic trzeciej klasy: – U nas w szkole edukacja zdrowotna zaczyna się dopiero od drugiej klasy, w pierwszej nie mieliśmy takich zajęć. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna czy ten przedmiot jest naprawdę potrzebny wszystkim – myślę, że dla niektórych tak, zwłaszcza dla tych, którzy w domu nie rozmawiają o takich sprawach. W mojej rodzinie, mamy cztery siostry, więc dużo sobie przekazujemy informacji między sobą, więc nie czuję, żeby te zajęcia były mi niezbędne. No i do tego te informacje o lekcjach do nas słabo docierają, przez co trudno się zorientować, kiedy i czy w ogóle warto chodzić.
Polityczna spory kosztem młodzieży
Dyrektorka Chwedczuk zwraca uwagę, że problemem jest również upolitycznienie całego zagadnienia. – Niestety temat edukacji zdrowotnej i seksualnej został upolityczniony, a to działa na niekorzyść młodzieży. Realnie zajęcia o seksualności to trzy spotkania na cały rok szkolny, w drugiej i trzeciej klasie. Procentowo to ok. 10% treści, a więc bardzo niewiele. Rodzice nie zgłaszali sprzeciwu, ale wielu uczniów się wypisało, bo nie chcieli dłużej zostawać w szkole - zaznacza.
Jednocześnie dyrektorka uważa, że nie da się zastąpić tego przedmiotu innymi lekcjami. Przypominała, że jakkolwiek biolog powie o rozmnażaniu, a informatyk o cyberzagrożeniach, to żaden z nich nie pochyli się nad emocjami czy relacjami. Tego typu tematów nie można zostawić przypadkowi.
– Ostatnio omawialiśmy choćby temat publikowania zdjęć w internecie. Uczniowie nie myślą, że wstawione dziś zdjęcia dziecka pozostaną w sieci, kiedy to dziecko będzie miało 30 lat. W ogóle nie mają świadomości tego typu zagrożeń. Dlatego potrzebują zajęć, w trakcie których mogą swobodnie pytać i dzielić się obawami. Spotkanie dla rodziców się odbyło i zostali oni poinformowani o całym zakresie materiału – relacjonuje Chwedczuk.
Nauczyciele liczą na zmianę
Podobne stanowisko zajmuje Agnieszka Grochala, która prowadzi zajęcia. – Nie jestem przypadkowym czy przymuszonym nauczycielem do przeprowadzenia takich lekcji. To moja specjalizacja i obszar kompetencji. Uczniowie często przychodzą do nauczycieli ze swoimi problemami, więc mam pełną świadomość wagi tego przedmiotu – zapewnia.

Nauczycielka nie ukrywa rozczarowania słabym zainteresowaniem. – Cieszę się, że wreszcie można o tym przedmiocie rozmawiać, choć szkoda, że zainteresowanie uczniów jest tak małe. Powinien on być obowiązkowy, w przeciwnym razie stanie się po prostu niewypałem. Zajęcia dają przestrzeń do rozmowy i poruszania trudnych tematów. Mam nadzieję, że z czasem spojrzenie uczniów i rodziców się zmieni. Póki co jednak czas pokaże, jak ten przedmiot zostanie przyjęty – podkreśla nauczycielka.
Na dziś bilans nie wygląda optymistycznie – w IV LO w Piasecznie tylko cztery osoby zdecydowały się na udział w zajęciach, na prawie 750 uczniów całej szkoły. To zaledwie mała część całej społeczności szkolnej. – Na dziś mamy raptem cztery osoby — dwie w drugiej klasie i dwie w trzeciej, na 734 uczniów. To pokazuje skalę zainteresowania. Do 25 września można podjąć decyzję w sprawie uczestnictwa dziecka w zajęciach, ale nie spodziewamy się wielkich zmian. Szkoda, bo przedmiot niesie wiele wartości – przyznaje dyrektorka Chwedczuk.

Napisz komentarz
Komentarze