Reklama
Odkryj serce Twojej społeczności – zapisz się na newsletter Przeglądu Piaseczyńskiego!
 

 

 

 

Wydarzenia w piaseczyńskim letnisku

Piaseczno w czasach jeszcze przed pierwszą wojną światową było miejscem bardzo popularnym dla wypoczynku wakacyjnego. Dla osób mieszkających w Warszawie Piaseczno posiadało atrakcyjny, suchy klimat, świerkowe żywiczne lasy i pięknie ukształtowany krajobraz nad urokliwą rzeką.
Wydarzenia w piaseczyńskim letnisku
Fragment dzielnicy letniskowej fot: Tadeusz Tyszka

Kolejka grójecka dopełniała wygody poruszania się między Warszawą a miasteczkiem i jego dzielnicą letniskową. Mieli tu swoje letnie domy bogaci Polacy, ale też mieszczaństwo żydowskie. Budowano tu pensjonaty, w których proponowano wypoczynek np. z kuchnią koszerną i wówczas pisano w reklamach, że dla ortodoksyjnych Żydów świetne u nas miejsce. I tak mieszały się w tej dzielnicy letniskowej elity różnych wyznań. Można spotkać w prasie sprzed 1914 r. opisy tegoż letniska i zdarzenia, które są źródłem wiedzy o tych, którzy lubili do Piaseczna przyjeżdżać i swoimi pieniędzmi powodować rozwój miasta. Tę historię znalazłam w Kurjerze Warszawskim z 1908 r. i bardzo mnie zaciekawiła swoją niecodziennością. Historia dotyczy rodziny Jakuba (Jakóba) Brachfelda, bogatego starca, który posiadał w Warszawie przy ulicy Solnej nieruchomość z kamienicą. Otóż pan Brachfeld wraz z żoną postanowił odpoczywać w Piasecznie w willi nad Jeziorką. Oto opis wydarzeń cytowanych z artykułu Kurjera Warszawskiego: „Piszą do nas z Piaseczna”:

Reklama pensjonatu w Piasecznie fot: zbiory ms

„Ciche nasze miasteczko było w tych dniach widownią przykrych zajść z powodu zgonu jednego z właścicieli domów m. Warszawy, który bawił tu na letnim mieszkaniu. W kilka godzin po śmierci owego obywatela, którym był 88-letni starzec, Jakób Brachfeld, przybiegli do wili krewni jego w towarzystwie licznych przyjaciół, wszyscy żydzi-ortodoksi, i od razu, przy dopiero zastygłym trupie, zaczęli domagać się od wdowy, aby wydała im pieniądze, kosztowności itd., co pozostały po zmarłym, który, nie mając dzieci i wyposażywszy żonę, cały majątek zostawił w spadku krewnym. Ale nie o to tu chodzi. Stosując się do życzenia zmarłego, pani Brachfeldowa postanowiła przewieźć zwłoki do Warszawy, nie podobało się to jednak krewnym, którzy nastawali, aby je pochowano natychmiast w Piasecznie. Kiedy spostrzegli, że wdowa nie da się przekonać, porozumieli się z żydami miejscowymi, a ci, przybywszy na miejsce gromadą, oświadczyli, że nie pozwolą na wyprowadzenie zwłok z Piaseczna, dopóki nie otrzymają znacznego okupu. V. Brachfeldowa odpowiedziała wręcz, że tego pod naciskiem nie uczyni, a nie znalazłszy dla siebie poparcia u władz miejscowych, pojechała do Warszawy. Tu wyjednała pozwolenie władz wyższych na przewiezienie zwłok kolejką grójecką i umówiła się z przedsiębiorcą pogrzebowym rytualnym, który wraz z nią przybył do Piaseczna. Kiedy wszelkie formalności załatwiono i zwłoki Brachfelda ułożono w trumnie, wdowa udała się do rabina po zaświadczenie, potrzebne dla sporządzenia aktu zgonu w urzędzie gminnym. Było to w piątek po południu. Gromada, złożona blisko z 50-ciu żydów, jakby oczekiwała na wyjście z domu pani B., gdyż niezwłocznie potem z wrzaskiem wielkim wpadła do mieszkania, rzuciła się na trumnę, rozbiła ją, po czym wyciągnięto zwłoki i porzucono je na ziemię, a następnie wszyscy, tryumfując, że trup pozostanie w Piasecznie, rozproszyli się”.  

Pani Brachfeldowa miała pecha, gdyż rabin właśnie szedł na szabas i zaświadczenia nie wydał. Żona zmarłego po powrocie do Piaseczna i zastaniu tego, co tu opisuję, udała się znów do Warszawy i tym razem poprosiła urzędników o pomoc. Zarządzono ochronę piaseczyńskiego mieszkania pod bacznym okiem policji. Ciało pana Brachfelda ponownie ułożono w trumnie. Trumnę opieczętowano i przygotowano do przewiezienia kolejką grójecką. I tu znowu nastąpiła pewna trudność, była sobota i nikt z miejscowych Żydów nie chciał dać wozu do przewiezienia trumny ze zwłokami na dworzec do Piaseczna. Z wielkim trudem biedna wdowa znalazła woźnicę chrześcijanina. W końcu wieczorem o zmroku, a że był to sierpień, to zmrok zapadał dość późno, ruszono do stacji w Piasecznie, ale i wówczas natrafiono na trudności, gdyż rodzina i współwyznawcy usiłowali zerwać z trumny pieczęcie. Władza i tu musiała dać konwój wojskowy i zaleciła, już zirytowana sytuacją, szybkie przewiezienie trumny.

Nekrolog Jakóba Bachfelda fot: zbiory ms

Byłam bardzo ciekawa zakończenia tej historii i poszukałam w nekrologach z sierpnia 1908 r. informacji o pogrzebie pana Brachfelda. I znalazłam. Wdowa zawiadamiała w nekrologu, że wyprowadzenie trumny z ciałem pana Brachfelda odbędzie się z mieszkania przy ul. Solnej nr 9 w Warszawie i że pogrążeni są w smutku liczni krewni. Ciekawe jest to, że nekrolog ukazał się w prasie w dniu pogrzebu, co może świadczyć o tym, że im mniej żałobników zostanie zawiadomionych w porę tym lepiej dla rodziny. Oczywiście to jest moje zdanie i nie musiała to być intencja pani Brachfeldowej. Zmarły pan Jakób dożył 94 lat, co potem w prasie zmieniono na 88, ale to już nie jest tak ważne. Ważne jest to, że wszczęto śledztwo w sprawie wydarzeń w Piasecznie celem ustalenia winnych skandalicznego zachowania, ale tu niestety nie znalazłam informacji czy ustalono winnych i jeśli tak, to jakie kary zasądzono. Jakób Bachfeld bogaty kupiec i obywatel miasta Warszawy spoczął na cmentarzu żydowskim w Warszawie. Dodam, że gdyby był pochowany w Piasecznie, to byłyby słabe szanse na to, że jego grób by się zachował, ale to już temat na inne opowiadanie. Z wielkim smutkiem muszę dodać, że bardzo mało jest publikacji na temat współistnienia kultur różnych wyznań w Piasecznie. To ciekawa tematyka, tym bardziej że 30% mieszkańców miasteczka stanowili Żydzi, a z tego ogromna ilość to społeczność chasydzka, ortodoksyjna.

Fragment dzielnicy letniskowej w Piasecznie fot: ms

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama